Strona:PL E Zola Ziemia.djvu/480

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

siostry, to znaczy, od pięciu lat bezmała, sprawowała u Kozłów obowiązki sługi i że winni są jej zapłatę pensji.
Kozioł na niespodziane to wystąpienie aż podskoczył na krześle. I Lizę również zatknęło coś w gardle.
— Pensję?!... Co?!... Siostrze?!... Nie, to już za wielkie świństwo!
Pan Baillehache musiał nakazać mu milczenie, oświadczając ze swojej strony, że młodsza siostra ma zupełne prawo żądać pensji, o ile chce.
— Tak, chcę — rzekła Franusia. — Chcę dostać wszystko co mi się należy.
— A kto mi zapłaci za to, co zżarła? — wrzasnął Kozioł, wytrącony do reszty z równowagi. — Nie można było nastarczyć jej chleba i mięsa. Niech ją pan pomaca, nie wypasło się tak leniuszysko oblizywaniem muru.
— A bielizna?.. A przyodziewek?.. dorzuciła z zaciekłością Liza. — A sam opierunek? dłużej niż dwa dni nie mogła nosić koszuli na grzbiecie, tak się pociła!
Urażona tą uwagą Franusia odgryzła się:
— Pociłam się tak nie z próżniactwa jeno z pracy.
— Pot wysycha, nie smoli — dorzuciła Starsza.
Pan Baillehache musiał się znów wtrącić. Wytłomaczył im, że trzeba obliczyć z jednej strony pensję, a z drugiej wikt i sprawunek. Wziął pióro, usiłując ustalić poszczególne pozycje podług wskazówek obu sióstr. Wybuchła straszliwa kłótnia. Franusia, którą podtrzymywała w tem Starsza, stawiała duże wymagania, oceniając pracę swoją bardzo wysoko, wyliczając co wszystko obrządzała w domu: gospodarstwo, krowy, statki i pole także, bo szwagier zatrudniał ją w polu jak parobka. Kozłowie ze swojej znów strony, rozjątrzeni, podnosili rachunek za utrzymanie dziewczyny, bo obliczali każdy zjedzo-