Strona:PL E Zola Ziemia.djvu/330

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

odrazu, o co idzie, ze znaczącego uśmiechu, z jakim żona jego spojrzała na Franusię.
— Cóż to? Kpi sobie z nas? Jeszcze czego mu się zachciewa? Nie dla psa kiełbasa. Coś mi za mądry z ciebie szpak!
Brutalne to przyjęcie przywróciło Janowi odrazu odwagę. Odwrócił się od Kozła i zwrócił do senjora rodziny.
— Widzicie, ojcze Fauanie, rzecz jest bardzo prosta... Jako że jesteście opiekunem Franusi, was muszę się nasampierw zapytać, czy mogę ją dostać?... Prawda? Jeżeli ona mnie zechce, ja bardzo jej pragnę. Chcę się z nią ożenić.
Franusia, która trzymała jeszcze w ręku swój cep, upuściła go na ziemię z wielkiego wrażenia. Powinna była wszakże spodziewać się tego; nigdy jednak nie byłaby przypuściła, że Jan odważy się oświadczyć o nią w ten sposób, odrazu. Dlaczego nie mówił o tem naprzód z nią samą? Nie zdążyła się jeszcze zastanowić i teraz nie wiedziała, czy drży z nadziei czy ze strachu. Stała tak pomiędzy dwoma mężczyznami, tchnąca jeszcze rozmachem pracy, z piersią wysoko wzniesioną w rozchełstanym staniku, cała ciepła od takiego napływu gorącej krwi, że obaj mężczyźni czuli jej promieniowanie aż na sobie.
Kozioł nie dał Fouanowi czasu na odpowiedź i zaczął wykrzykiwać we wzrastającym ataku furji:
— Widział go kto? To ci śmiała bestja!... Dziadzisko trzydziestopięcioletnie chce się żenić z osiemnastoletnią! Piętnaście lat różnicy! Tylko tyle... Czy to nie ohyda?... A jakże! dadzą ci turkaweczkę, stary chrzanie!
Jan uniósł się gniewem.
— A ciebie co to obchodzi, jeżeli ona mi rada, a ja też jej rad?
I odwrócił się w stronę Franusi, aby się wypo-