Strona:PL Dzieła Juliusza Słowackiego T4.djvu/421

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
IV.

Tak z wysławioną naprzód nogą bosą       25
Podróżny żóraw, na białym kosturze
Oparty, z twarzą jasną, srebrnowłosą,
Stał w płaszczu starym jak w błękitnéj chmurze
I list podawał. — Iryda za kosą
Wlekąca tęczę, gwiaździce i róże       30
Nie jest mi piękną tak... gdy z niebios spada...
Jak to wspomnienie dawne — tego dziada!


V.

O! złote serce śpiewaka i sługi
Tak po męczeńsku cierpiące dla Pana!
Miéj grób! którego nie rozorzą pługi       35
Do zaklętego podobny kurhana;
Wiecznie tu wstawaj w pieśni! i wiek długi
(Aż znowu ta pieśń będzie zapomniana)
Przykładem ludzi do miłości znęcaj!
Śpiewaj! — a liry też czasem pokręcaj!       40


VI.

Niech mi przypomni czary tobie znane,
I słowa dobre na serc otwieranie,
Porządne, ważne i uszykowane
Rzędem, jak dźwięku anioły w organie;
A przebacz mi już tę okropną ranę       45
I to straszliwe nóg przyćwiekowanie
Któreć odjęło (to coć najboleśniéj!)
Twój najpiękniejszy czar — wędrowność pieśni!


VII.

On mi podawał list, — a ja na nodze
Jego oparłem miecz żelazny, krzywy,       50
I czułem że mu między kości wchodzę:
A on stał — jak Bóg wielki — bo cierpliwy!
Mieczem przygwożdżon w kamiennéj podłodze
Którą czerwienił krwawy koral żywy...
Stał... obwinięty ów żebrak w błękicie...       55
I tak się na mnie patrzał, jak na dziécię.