Strona:PL Dzieła Juliusza Słowackiego T4.djvu/152

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Chodź — i za mną nieś tę skrzynię...
W miasteczku ciemno i gwarnie.        1055
Weż szablę i pistolety,
Weź i kij co psy odpędza.
Pójdę do świętego xiędza —

JOZAFAT.

Do xiędza?

(na stronie.)

Z téj się kobiety
Zrobił szatan stu języczny.        1060

JUDYTA.

Zapal ten kaganiec śliczny,
Te latarnię z pargaminu,
Co jako xiężyc z bursztynu
Po ciemnych ulicach chodzi;
Xieżyc który na srebrnicy        1065
Róże malowane rodzi,
I rzuca po błotach ulicy
Gdzie ja żydówka przechodzę,
Tęczę — za most mojéj nodze;
Kwiaty rzuca na kałuże        1070
Abym stąpała na róże...

JOZAFAT (na stronie.)

Co ten zły duch przez nią plecie
O papierowéj łojówce!
Co za język w téj żydówce!...

JUDYTA.

Nu — pudło trzymaj na grzbiecie.        1075
Nie gadaj nic ale prowadź,
A pomnij by fanał nie zgasnął.

(wychodzą.)
Wchodzi KOSAKOWSKI i RABIN.
KOSAKOWSKI.

Żydzie! ktoś tu drzwiami trzasnął,
Ktoś wyszedł.