Strona:PL Dzieła Juliusza Słowackiego T4.djvu/134

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Bom jest już podobny snowi,
Bliski męczeńskiego grobu.        455
Ale że tu jest to dziecie
To wiedzą małe ptaszęta
Swiegocące mu w błękicie,
Gdzie słoma wichrem podjęta
Błękit niebios pokazuje...        460
Koń to już wojenny czuje
W kącie stojący przy sianie,
Bo kiedy poczucie ducha
Pójdzie ludziom w urąganie:
To świat go podlejszy słucha,        465
I nieraz harfą się stanie
Na którą duch Boży dmucha;
Aż słońce się ludziom odsłoni...
Człowieku! niech cię Bóg broni
Abyś zwątpił o proroctwie!        470
Bo wkrótce! w całém sieroctwie
Twego nieszczęsnego rodu,
Gdy odrzucon od narodu
Krwią się do krzyża przyklei,
Sercem przylgnie do przyszłéj ojczyzny:        475
Nie zostanie — prócz nadziei —
Żadnéj po ojcach puścizny;
Nie zostanie, gdy wyjęczy
Całą boleść; tylko Panie
Oto się chwytać téj tęczy        480
Którą przez wieków otchłanie
Z proroczych ust teraz ciskam...
Więc się nie dziw, że tak błyskam
Jak Mojżesz. duchem natchnięty,
Żem jest jako ów Jan święty        485
Widzący to — co ja widzę...
Bo zaprawdę — jestem w lidze
Z duchami i ze świętemi!
A chociaż niski na ziemi
To duchy okryte zbroją        490
Na ramionach moich stoją!
I kończą się gdzieś w bezkońcach
W świecie — gdzie gwiazd zawierucha,