Strona:PL Dzieła Juliusza Słowackiego T3.djvu/453

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
XXVIII.

Sawa wracając raz z nad Styru dolin —
(Jeździł albowiem nieraz w ziemię Łucką
Z attentacyami do jednéj z Podstolin).       215
Wracając... patrzy, pies z mordą kałmucką,
Siedzi przed samą grotą jak Ugolin
Smutny, nad czaszką ogryzioną, ludzką,
I oblizuje się po krwawych chrapach,
Jako Egipski Bóg na tylnych łapach.       220


XXIX.

Lecz czy ta czaszka z jedzonego trupa
Chodziła kiedy nogami szlachcica?
Czy była czaszką Rugieri biskupa?
Nie mogąc się od psa, ni od martwica
Dowiedzieć; przykuł brytana do słupa.       225
A pies zapatrzył się w oczy xiężyca,
Nie jęczał, nie gryzł żelaza, nie skakał:
Ale zapatrzył się w xiężyc — i płakał.


XXX.

Kto widział w Rzymie posąg niewolnika
Germana, który w smutku, cicho stoi;       230
Wié co twarz, choćby zwierzęca i dzika
Zawiera bolu, gdy się uspokoi
I kraj przeszłości myślami odmyka,
I o wolności kiedyś dawnéj roi...
Wié co czuł Sawa, gdy na łańcuch schwytan       235
Nie wyrzucał mu nic — milczący brytan.


XXXI.

Więc go potrzymał tak, potém zmiękczony
Na wolność puścił znów antropofaga.
Lecz odtąd pies był dziwnie zamyślony,
I smutku wielka w nim była powaga.       240
Czy to dla tego że był nakarmiony
Amerykańskim zwyczajem Osaga?
I uczuł dziwną czczość zjadłszy w parowie
Poetę może, z poematem w głowie?...