Strona:PL Dzieła Juliusza Słowackiego T3.djvu/441

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
LII.

„Patrz na mnie! — jestem także zmordowany,
A kto wie co tam w mojém sercu płacze?       410
A jednak wziąłem w rękę krzyż drewniany
I chodzę tuląc do głębi rospacze.
Wolałbym może już w grób... jak złamany
Dąb i bez liści — lecz mi serce skacze,
Kiedy na działo wstąpi moja noga,       415
A działo ogniem śpiewa — Imie Boga.


LIII.

„Więc że i starość jeszcze Jowiszowe
Ma brwi, na hańbę ojczyzny zmarszczone;
Więc jeszcze wstrząsa te pola stepowe,
I wulkany z nich rozrzuca czerwone,       420
I téj ojczyzny martwéj wznosi głowę,
I kładzie na nią zbawienia koronę...
Także więc krwawym was obmywam chrzestem!
A pomyśl tylko ty: czémże ja jestem?


LIV.

„Garsteczką prochu, co jutro w dolinie       425
Będzie rodziła chwasty i lilije;
Dzbanem z którego strumień wiary płynie,
A który jutro Bóg nogą rozbije.
Noś że ty ducha w twéj cielesnéj glinie;
A nie lękaj się gdy wiatr w oczy bije       430
Z błyskawicami. Na końcu żywota
Czyny człowiecze waży szala złota.


LV.

Tam wszystkie nasze łzy i krew rozlana
Są policzone i nie ginie jedna
Kropelka ani biała, ani różana,       435
Lecz każda waży i ważąc wyjedna
Światło wieczyste. Idź więc w Imie Pana!
A była by téż ta Ojczyzna biedna,
Gdyby dla ciebie zginionego młodo
Łez nie znalazła. — Bądź że więc tą wodą       440