Strona:PL Dzieła Juliusza Słowackiego T3.djvu/440

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
XLVIII.

Te plamki do ust były podniesione,
Lecz Xiądz podstawił pod usta szkaplerza. —
„Te całuj, krzyknął, te rany czerwone,
Które Chrystus miał: godne ust rycerza,       380
Nie te kropelki łez gorzkie i słone
Z których rdza pada, na kryształ puklerza.
Rzuć ten list — daj go, jak mówią szatanu —
A słuchaj: ważną missją dam Waćpanu.


XLIX.

„Piszą mi — że tron odzyskał Khan Giraj,       385
Przyjazny zawsze Polsce był Khanisko;
Masz listy, których proszę nie otwieraj
Aż staniesz w Krymie. Wprawdzie to nie blisko.
Jaskułki wiedzą tam drogę na wyraj,
I bocian także, z małą szarą pliską       390
Do téj krainy lecą z wielkim krzykiem;
Bocian okrętem jest — pliska sternikiem.


L.

„Ona ptakowi na ogonie siedzi,
I prostą drogę w chmurach rozpowiada.
Tak jeśli cię duch Chrystusa nawiedzi       395
Będziesz jak bocian, co nigdy nie siada,
Lecz wyciągnąwszy dziób jak włócznię z miedzy
Prosto wędruje i w gniazdo upada,
— Gdzieś na wieśniaczéj chacie, zmordowany
Przebywszy morskie burze i bałwany.       400


LI.

„Ufaj mi synu! jeśli wytkniesz sobie
Drogę a prostą — to choćby do słońca
Zalecisz — często na krzyżu lub grobie
Odpoczywając. — Leć że więc bez końca.
A będziesz chodził w anielskiéj ozdobie.       405
Jako ojczyzny i wiary obrońca;
A nim zasługi twoje w niebie zginą,
Ziemia przeminie! i gwiazdy przeminą!