Strona:PL Dzieła Juliusza Słowackiego T3.djvu/411

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
XXVIII.

Czy jastrząb je tu jaki, myślał, goni?
Czy się wydaję w stepach gołębnikiem?
Tak myśląc, zdjął je i trzymając w dłoni
Rzucił w powietrze. Lecz jak z baletnikiem       220
Związana duszą Elsler lub Taglioni,
Gdy udaruje ją Car naszyjnikiem,
Taniec w gołębia lot przemienia dziwnie:
Tak owe białe gołębie, przeciwnie


XXIX.

Z lotu zrobiły taniec — i nad głową       225
Pana Zbigniewa, na skrzydłach trzymane,
Jakby miłośne dając sobie słowo,
Miłośnie dzióbki złączyły różane;
I rozleciały się w błękit na nowo
Ważąc się długo smętne, zadumane;       230
Jakby straciły i szukały siebie,
Podobne zmarłym duszom ludzkim, w niebie.


XXX.

I obaczywszy się nagle, jak strzały
Znów szły ku sobie lotem błyskawicy.
I znów złączone, jako płatek biały       235
Śniegu, gołąbek przy swéj gołębicy
Kręcił się, skrzydłem ją trącał nie śmiały:
Aż zmordowani obaj tanecznicy
Najmilsze z siebie dali malowidło:
Senną kochankę, gołąb wziął na skrzydło,       240


XXXI.

Przyniósł na ziemię, położył na trawie,
I w około chodząc budził garłowaniem.
Na szyję wyszły mu kolory pawie,
Miłość go takim darzy malowaniem!
Miłość ubrała mu piersi jaskrawie       245
W ogień tęczowy. Z takiém się kochaniem
Zapatrzył gołąb w swoją senną panią:
Że tęcza blasków z niego — przeszła na nią.