Strona:PL Dzieła Juliusza Słowackiego T3.djvu/346

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

I zaczęli prochowi urągać,
I zaczęli nań wołać — wstań prochu!
Potém wzięli tę trochę zgnilizny
I spytali — czy chce do ojczyzny?


V.

Szumcie! szumcie więc morza lazury        25
Gdy wam dadzą nieść trumnę olbrzyma.
Piramidy! wstępujcie na góry
I patrzajcie nań wieków oczyma.
Tam! — na morzach! — mew gromadka szara
To jest flota z popiołami Cezara.        30


VI.

Z tronów patrzą szatany przestępne,
Car wygląda blady z poza lodów,
Orły siedzą na trumnie posępne
I ze skrzydeł krew trzęsą narodów,
Orły niegdyś zdobywcze i dumne,        35
Już nic patrzą na słońce — lecz w trumnę.


VII.

Prochu! prochu ! o! leż ty spokojny
Gdy usłyszysz trąby śród odmętu;
Bo nic będzie to hasło do wojny,
Ale hasło pacierzy — lamentu...        40
Raz ostatni hetmanisz ty roty
I zwyciężysz — zwycięztwem Golgoty.


VIII.

Ale nigdy — o! nigdy — choć w ręku
Miałeś berło, świat i szablę nagą:
Nigdy — nigdy nie szedłeś śród jęku        45
Z tak ogromną bezśmiertnych powagą
I mocą... i z tak dumném obliczem
Jak dziś wielki! gdy wracasz tu niczem.