Strona:PL Dzieła Juliusza Słowackiego T3.djvu/275

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

To jakiś możny djabeł; możny djabeł. —
O! czarowniku jeżeliś ty Salmon
Po śmierci w ciało ubrany djabelskie,       115
To na kawałki potnę twoje ciało;
Aż dusza twoja w ogniu gorejąca
Nie będzie miała w co się ubrać — broń się!

(Napada z mieczem).
ŚW. GWALBERT.

O! panie! ja nie Salmon!

LECH.

Któż ty taki?

ŚW. GWALBERT.

Nazywają mnie powszechnie Gwalbertem,       120
Świętym Gwalbertem. Otwórzcie przyłbicę;
Bo ja nie umiem téj klatki otworzyć...

LECH.

To tak jak tamten... Wymówka ta sama.
Nędzniku, wziąłeś na się inną postać;
Przebiegły jesteś... włos ci czarny zbielał;       125
Jam ciebie chudym widział przed godziną,
Teraz żołądek masz pełny, i może
Płonących węgli masz pełny żołądek.
Na Boga! czarów nie będę igraszką...
Do mnie rycerze!

(Klaszcze, wchodzi kilku z rycerstwa.)

Weźcie tego djabła. —       130
Sygoń, niech rzucą go wężom, do wieży.

ŚW. GWALBERT.

Święta Maryo! broń twojego sługi.

(Żołnierstwo wynosi ŚW. GWALBERTA który krzyczy i wyrywa się. SYGOŃ wychodzi za niemi. — Na krzyk starca wbiega GWINONA.)
GWINONA.

Co to jest za zgiełk? co to są za krzyki?

LECH.

Kazałem wężom rzucić czarownika.
Ten Salmon żono, to był zły duch, mocny.       135