Strona:PL Dzieła Juliusza Słowackiego T3.djvu/243

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
LECH.

Tego starca
Który mi zabił Salmona?

SYGOŃ.

Tak panie.

LECH.

Czegoż ode mnie ona chce?

LILLA.

Litości.

LECH.

Właśnie mi teraz z litości wystygło
Serce, twój ojciec jest mi jak wąż sprośny.       35
Młodocianego mi zabił rycerza.

LILLA.

Więc nie litośny bądź lecz sprawiedliwy.
Ty ojcu memu zabiłeś tysiące
Młodych rycerzy i przyjaciół starych:
A żona twoja mu nie zostawiła       40
Oczu by płakał nad swoją niedolą.
Wyście mu wszystko wydarli! ach wszystko!
Nawet pociechę którą ma płaczący
Przez ołzawione oczy widzieć niebo,
Lub twarz człowieka który nad nim płacze,       45
Lub lice córki, co chce być wesołą,
I twarz umila nadziei promieniem.
O! panie, wszystkoście mu już wydarli!
Wszystko prócz serca córki nieszczęśliwéj.
Idź Lechu — obacz go — a będziesz płakał!       50
Idź Lechu! — on tam na twoim dziedzińcu,
Za siwe, święte włosy przywiązany —
Głodny mój ojciec! cierpiący mój ojciec!
Idź Lechu! obacz co oni zrobili
Z moim nieszczęsnym ojcem — ty masz oczy:       55
Więc idź i obacz... a jeśli ty Lechu
Na taki widok nie będziesz litośnym,
To chyba jesteś Lechu, nie człowiekiem.