Strona:PL Dzieła Juliusza Słowackiego T3.djvu/193

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Co za nowości gwiazda się obraca?
Lud z takiém sercem po śmierci nie wraca!       1625
A gdzież są dzisiaj te pany w żupanie
U których w sercu cnot na króla stanie?
A gdzież niewiasty co synowskie ciało
I zgon, nie nadto ani też za mało
Umiały płakać gdy legł za ojczyznę?       1630
O! dajcie mi krwi ojcowskiéj, niech bryznę
I zwalam twarze dziś białe i ciała!
Bo krew w nich płynie jak w gadzinach biała;
A nie tak ważna jak ojcowie głowę,
Ni takie serca mają bursztynowe;       1635
Lecz wszystko jakoś popsuło się, zgniło,
A lud już strupiał, a kraj już mogiłą.

Nie budź! — Bo jestem smutnie zamyślony
O straszném oku piekielnéj korony.
Widzę jak gwiazda okropna sumnienia       1640
Z góry wieżycę trupów opromienia. —
A jako okno gdzieś po nocy w sali,
Od czerwonego xiężyca się pali,
I opłomienia łoża królów ciemne,
A w sny ich trwogi rozrzuca tajemne:       1645
Tak owa gwiazda nad piekłem szkaradnie
To zaczerwieni się, to znowu bladnie,
I znów za obłok zachodzi ponury,
Za jakieś ciemne i skrwawione chmury.
A gdy się krwiami napoi ta chłodna,       1650
Z po za chmur jasna wychodzi, pogodna,
Otwiera usta i jakoby z płuca
W ciemne przepaście, krwi piorunem rzuca.
Tam gdzie kończyła się piekielna skała,
Spiorunowanych krwią widziałem ciała.       1655

Już blisko Boga — patrzę — trup człowieka
W ciemność od gwiazdy sumnienia ucieka,
Ucieka — z czołem na nią obróconém,
W złotéj koronie, i w płaszczu czerwonym.
Za nim — o! horor! niewieście gromady       1660
Trup nań rzucają maleńki i blady,