Strona:PL Dzieła Juliusza Słowackiego T3.djvu/189

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Że nic tam nie ma w krajach podsłonecznych
Godnego serca i łez jego wiecznych.       1470
A wszystko wiotkie, tak zrobione może
Aby się jako liść zmieniało w borze;
Aby te wichry nieszczęścia i czasu
Miały czém smutnie szumieć w głębiach lasu.

Im daléj idę to coraz mniéj zgrai,       1475
Każdy się z męką swoją jak wąż tai.
Albowiem blisko u wierzchołka góry,
Największe zbrodnie, najstraszniejsze chmury;
I największemi są łzami wilgotni
Zbrodniarze wielcy, krwawi i samotni.       1480
Idąc na górę mówiłem do siebie:
Gdzież są więc zdrajce ojczyzny? czy w niebie?
Oto był rodzaj trupa wszelakiego,
A z wielkich zdrajców nie było żadnego?
Czy się ubrali wilki w owiec wełnę?       1485
Bez nich, mój Boże! te piekło nie pełne;
Bez nich tu braknie płomieniom ozdoby,
Na nich wołają z pod ziemi te groby.
Ledwom wymówił: o! rzecz nie do wiary!
Ręka zwyczajnéj jakby ludzkiéj miary       1490
Na krwawym słupie przybita, krwią ścieka,
I pokazuje w ciemności zdaleka
Jakąś ohybną rzecz — czoło człowieka.

Siedział w podziemnéj utajony grocie
Oddany strasznéj jędzy w straż — zgryzocie.       1495
Włos najeżony strachem winowajcy
Wstał na haniebném bladém czole zdrajcy.
I straszne w oczach było przerażenie,
Albowiem w grocie jęczały kamienie.
Wicher napędzał mu przez korytarze       1500
Błąkające się ognie, trupów twarze;
A zaś oblicza i sine ogniska
Szły przypatrywać mu się stojąc z bliska.
Między ogniami co przyszły na straże,
Krwią osykany przez upiorów twarze,       1505