Strona:PL Dzieła Juliusza Słowackiego T3.djvu/159

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Że zawstydzały mię widma co płaczą.       305
Jakby martwica co po piekle hasa,
Wiążę te głowy trupeczków do pasa;
Tak przywiązuję, tu za włoski złote,
Pod samym sercem najmłodszą sierotę;
A tu wąśatą twarz syna ułana,       310
A tutaj trzecia, czwarta przywiązana,
A piąta wisi tuż przy rękojeści:
I tak z wszystkiemi pięcią — o! boleści —
Aż na te widma zimna padła trwoga —
Głośno krzyczałem że idę do Boga.       315

O! haniebna to była maskarada!
Gdybym się kiedy tak we wsi pokazał,
Proboszcz by dzwonić w dzwon umarłych kazał,
Za mną by dziatek leciała gromada.
A tam — krew ciekła na xiężyca bruki,       320
Leciały za mną wrony, sępy, kruki;
Wilki wyjrzały z parowów i jękły,
Aniołki znikły, bo się mnie przelękły;
Przecięż, żem nie był zbój, to łatwo dociec,
Na czole miałem napisano: ojciec;       325
W oczach łzy były co wszystko tłómaczą,
Zabójce tak nad trupami nie płaczą.
Szedłem przez góry, szedłem przez padoły;
I nie wiem gdzie szła ta piekielna droga,
I nie wiem czyli tam chodzą anioły;       330
A ja krzyczałem że idę do Boga.
Idę przez ciemne tajemnicze światy,
Ukochanemi trupami skrzydlaty.
Idę, a język mi syczy jak żmija,
Mózg wszystko pali, łamie i zabija,       335
Boleść co w sercu, cały świat oskarża,
Mój widok sądem jest, mój płacz przeraża;
Umarli co mię zobaczą nie zasną;
Bóg może nawet twarz odwróci jasną.
Na blask boleści, który ze mnie strzela,       340
Od krwi co w kontusz wypłowiały sięknie.
Matka się Boska odwróci i zlęknie,
Myśląc że była matką Zbawiciela.