Strona:PL Dzieła Juliusza Słowackiego T3.djvu/121

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Bo na paluszkach wstał, rosnął w człowieka;
Myślałem że już odemnie ucieka —       860
Wrócił... przy nogach mi go ból pokonał.
W godzinie jednéj kochał, cierpiał, skonał.
O! cud okropny! co iskrę słoneczną,
W serduszku dziecka zamknął miłość wieczną.
To co ja dotąd w mojém sercu mieszczę       865
To go zabiło — a ja, cierpię jeszcze!
I jeszcze kocham i widzę to jawniéj
W sercu, przed śmiercią, że kocham jak dawniéj.
Tu! z krzyżem xięże tu stawaj u czoła!
Niechaj myśl moja tych snów nie wywoła.       870
Niech nie przychodzi tu jéj cień bladawy...
Przyszła! — tam za nią stoi ojciec krwawy,
Włos jego siwy — o! to męki moje
Ta para, ludzi tych w powietrzu dwoje.
A jednak twarze to może jedyne       875
Co odpuszczają mi hańbę i winę,
Co widząc dolą znękanego twardą,
Jak inni ludzie nie patrzą ze wzgardą.
Maryo! nie idź na xiężyc się chować,
Dobrze żeś przyszła się tu ulitować.       880
Dobrze żeś mi się duchem pokazała
Taka posępna i cicha i biała,
Jak gdyby za mną w mogile tęskniąca.
Maryo! czekaj zachodu miesiąca,
Pójdziemy razem — gdzie? — ja nie wiem. — Xięże       885
Wkrótce me ciało już ziemię zalęże,
Na długie słowa już mi braknie czasu.
Każ uszyć nowa jéj suknię z atłasu,
Każ włożyć wianek z róż świeżych uwity,
Niech ją obmyją, ubiorą — kobiéty....       890
Pamiętaj... trumna to od wejścia czwarta....
Patrz jak ta szata już na niéj podarta....
Czy dobrze? — zrób to nim promienie świtu....
Patrz! uśmiechnęła się na to z błekitu.


XXXIII.

„Nie mów nikomu o mnie sługo Boży,       895
Niech mój grobowiec ludzi długo trwoży.