Strona:PL Dzieła Juliusza Słowackiego T3.djvu/069

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.


Tak mówił ów człowiek i ocierał usta, na których była krew świeża! A na to zaś Anieli:
Nawróćcie się, rzekli: i proście Boga! albowiem pokażemy wam znak jego gniewu ten sam, który był niegdyś znakiem przebaczenia.
I roześmieli się głośno ci ludzie, nie wiedząc że z Aniołami rozmawiali, i rzekli: jakiż jest znak?
A wyciągnąwszy rękę Anieli, pokazali na wielką tęczę która przebiegła i położyła się na półowicy chmurnych niebios, mówiąc: Oto ten jest.
I straszliwe przerażenie zdjęło te ludojady na widok rzeczy tak pięknéj i błyszczącéj, któréj Bóg użył na znak swego rozgniewania.
A usta ich były otwarte, a języki czarne jak węgiel, a oczy ich jakoby szklanne nie odwracały się od niebieskich kolorów.
I w zadziwieniu wyrzekli imie Chrystusa i poupadali martwi.




ROZDZIAŁ PIĘTNASTY.

Tego samego dnia, przed wschodem słońca, siedział Anhelli na bryle lodu, na miéjscu pustém, i ujrzał zbliżających się ku sobie dwóch młodzieńców.
Po wietrze lekkim który szedł od nich, poczuł że byli od Boga, i czekał co mu zwiastować będą, spodziewając się że śmierć.
A gdy go pozdrowili jak ziemscy ludzie, rzekł: poznałem was, nie kryjcie się; Aniołami jesteście.
Przychodzicie-li pocieszyć mnie? Czy sprzeczać się ze smutkiem który się nauczył w samotności milczenia?