Strona:PL Dzieła Juliusza Słowackiego T1.djvu/384

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Jeden znam tylko taki głos na ziemi
W płaczu z miłośnym pomięszany dźwiękiem.
Paziu! —płakałeś łzami nie twojémi,
Ty mnie zabijesz takim drugim jękiem!
Ten jęk dziewicy, posłyszany we śnie,
Dziwnym połamał myśli moje kształtem;
I wyciągnąłem dłonie i sił gwałtem
Z letargu wstałem... gdzież ona?... tu była.
Nie — tu paź tylko — Jakże mię boleśnie
Noc ta urokiem ciszy przeraziła!
Noc xiężycowa — czemu nie ciemniejsza?
I noc przekląłem i morza zwierciadło,
Morze tak ciche, czemu burz nie miało?
Gdy w nie patrzałem — moje czucie mdlało,
Patrzałem w czucie — moje czoło bladło,
I mgły na serce spadały jak śniegi.
Lecz to minęło... niechaj noc przemarzę.
Paziu, daj czarę nalaną po brzegi,
Niech wiem przynajmniéj, że w obfitéj czarze
Śmierć trzymam pełną, dotkniętą ustami;
Nie spełnię całéj — chociaż drżącéj ręki
Nikt nie odchyli proźbą ani łzami,
Lecz nie chcę skonać, póki ziomków jęki
Będą pacierzem i grobu hymnami.“ —

Wnet paź posłuszny rozkazowi pana
Podał mu czarę i odstąpił krokiem.
A czara była kształtnie dłutowana,
Niepełna z roślin wytłoczonéj śliny;
Chwycił ją Lambro i pożerał okiem,
Blady na czole i na ustach siny.


VII.

Wypił — i zwolna płomieniem roskwita;
Z czoła zasłony opadają mgliste,
W źrennicy płomień obłąkania świta,
Oczy tak jasne, błyszczące i szkliste,
Że można było przejrzéć w nie daleko,
Straciły barwę — stały się iskrami