Strona:PL Dzieła Juliusza Słowackiego T1.djvu/370

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Tak jak wędrowiec wśród grobowych głazów
Nie umiesz czytać napisów cmentarza?
Więc poznaj Lambra, jak ludzie poznali...
Jam dzisiaj królem błękitnawej fali,
Mszczę się... Dziś czarna bandera korsarza
Rzuca cień śmierci, gdzie dosięgną działa:
I zapomniałem zetrzeć z mego czoła,
Cieniu co dzisiaj rzuciła nań rano;
Otarłem tylko szablę krwią skalaną.
Kłócę niebaczny spokojność anioła...
Napół przeklęty, napół zapomniany,
Rozpalam ogień miłośnéj pochodni,
I wiążę serce dwóma talizmany,
Wielkością nieszczęść — i wielkością zbrodni.
Mój obraz kształty przybierze olbrzymie
W głębi twéj duszy — jak anioł upadły,
We krwi skalany — w dział omglony dymie,
W blasku brylantów i złota wybladły.
O! bo ja miałem wielką niegdyś duszę!
Lecz gdy ją znudził smutek jednobrzmienny,
Idę wśród ludzi jak przez las jesienny,
Kędy pod stopą zżółkłe liście kruszę,
I gardzę liściem, co ściészki pozłaca
Barwą uwiędłą — lecz szum ich zasmuca!
Wolę niech moją łodzią fala rzuca,
Niechaj mi wzgardą za wzgardę odpłaca.
Morze — to wielka mogiła stworzenia,
Dumającemu na niéj, myśli płyną.
Nieraz na fali umiéram z pragnienia,
Jak obciążony Tantalową winą,
I mogę niebo przeklinać — i morze.
Usłałem sobie rozwahane łoże,
Co mi piastunki daje kołysanie,
Bo spać nie mogłem na ziemi — a teraz
Często mię zorza spiącego zastanie,
I nie obudzi skrawém światłem — nieraz
Działo mi dając ranne powitanie,
Zbudzić nie może — często sen przedłużę,
Aby w tym życiu żyć jak najmniéj — nie snem.
Dziś nieszczęściami, są mi niebios burze,