Strona:PL Dzieła Juliusza Słowackiego T1.djvu/267

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Do głów zasiądzie i na kozéry
Będzie błękitne rzucał papiery        65
Które już dawniéj spadły na cztéry
I jeszcze spadną ... Mości Panowie!
Niech w karty sami grają królowie
A my do koni — daléj! i daléj! etc.

Stójcie tu! stójcie! tu zamek stary,        70
Na hasło mnogi strzał odpowiada.
Zamorskie jakieś widzę maszkary,
Panowie bracia! to maskarada.
Szaty w dziwaczne lepione wzory.
Słuchaj no! słuchaj mój włoski panie,        75
Czy Sycylijskie znasz ty nieszpory?
Znasz ty Neapol? a ty Hiszpanie
Czy byłeś kiedy w Minny orszaku?
Nie — mniejsza a to — Włoch, Korsykanin,
Żyd, Tatar, Turek, Amerykanin,        80
Chodźcie tu zamną — wszyscy bez braku,
Tak jak jesteście — daléj! i daléj! etc.

Stójcie! tu stójcie! nowa gościna,
Już w oknach wszelkie światło pogasło;
Dam znak, wystrzelę; nie — poco hasło.        85
Tu spią — nie słyszą... nie nasza wina
Że sen przerwiemy... Stukam we wrota...
Ha! stary sługa wychodzi, świeci.
Twój pan spi teraz? to mi to cnota!
— „O nie — on nie spi — pan mój i dzieci,        90
Nim trzecie grudnia błysnęło zorze,
Wyszli na czele zbrojnéj czeredy
A teraz cicho — pusto we dworze,
Wyszli na wroga — czy wrócą kiedy?“
Widzicie bracia — mylą pozory,        95
Takiemu panu błogosław Boże.
Oby tak wszystkie zastać nam dwory.
Jedźmy więc sami — daléj! i daléj!... etc.

Jakże noc pyszna — jak lecą konie!
Lecą i lecą — a z pod kopyta        100