Strona:PL Dzieła Juliusza Słowackiego T1.djvu/201

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Zbiegną się zbrojne tłumy poddanych wasali.
Mam się lękać kobiéty? Poco wszczynać boje?
Na tym samym okręcie na którym miał płynąć,
Odjadę w kraj Francuzów, wnet porzucam zbroję,
       20 Mogę się w ten płaszcz jego jedwabny zawinąć,
Wezmę te strusie pióra, wezmę ten miecz złoty,
Podłego włocha dobrze wyuczę się roli;
Wnet mię zgraja francuskich trefnisiów okoli,
Na dworze królów zdradne rozpocznę zaloty;
       25 Będę piérwszym przy ucztą zastawionym stole,
Wkradnę się w łaski możnych — harfiarzem zostanę...
Chyba mnie zdradzi kropla krwi na mojém czole,
Lub te szaty splamione, pióra połamane.
Giń Włochu!... Nie, sztyletem nie mogę uderzyć,
Nigdy nie zabijałem sztyletem.

Odrzuca sztylet.
MARJA.

       30 O Boże!
Duglasie! ach, Duglasie! — nie, nie mogę wierzyć
Żebyś ty go śmiał zabić.

DUGLAS.

Przekonam cię może.
Duglas słowy zelżony, mieczem spełnia groźby.

MARJA.

Duglasie! nieszczęśliwa zniżę się do proźby...
       35 Nigdy krwi nie widziałam!... widok mi nie znany
Oddal — oddal odemnie te krwawe obrazy.

DUGLAS.

Chciałbym żeby tu były zwierciadlane ściany,
Abyś śmierć jego mogła widziéć tysiąc razy!
Chciałbym żeby jęk Rizzia echem powtarzany
       40 Zabrzmiał, abyś go mogła słyszéć tysiąc razy!
Niechaj krew jego wsięknie głęboko w te głazy,
Niech zostawi na wieki zbrodni plamę ciemną.

Bierze od Henryka szpadę i przebija Rizzia.