Strona:PL Dzieła Juliusza Słowackiego T1.djvu/185

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
AKT TRZECI.

SCENA PIERWSZA.
Ogród — Noc — Wśród drzew i kwiatów widać pałac Holy Rood i kaplicę świętego krzyża. Okna pałacu oświécone wewnątrz. Xiężyc świéci.
BOTWEL, sam.

Zatrzymał mnie ten starzec nad przepaścią zgonu,
On marzył — a jam płocho marzeniom zawierzył.
Nie żyć — albo być królem — dotąd jużbym nie żył!
Czyliż się na krok jeden zbliżyłem do tronu?
       5 Jestem, czém byłem — marnym łudzę się pozorem.
Może ja nadto prędko chcę stanąć u celu?
Ranne przepowiedzenie chcę sprawdzić wieczorem,
Dziś wcześnie — jutro będziesz na tronie Botwelu.
Gwiazdo, z tobą związane przeznaczenie moje,
       10 Lecz twój blask nadto słabo méj drodze przyświéca.
Może krew na téj drodze — świéć — krwi się nie boję...
Oto świętego krzyża posępna kaplica,
I kiedyż się w niéj będą modlić za mnie? może
Wtenczas gdy usnę w grobie, lub kiedy na tronie
       15 W purpurę królów skryję zakrwawione dłonie,
Wtenczas modlić się będą? Oto na tym dworze,
Tłum zalotników pełen nadziei, zapału,
Ja — jak nędzarz u progu... okna oświécone,
Cień się jakiś przesuwa po szybach kryształu,