Strona:PL Dzieła Juliusza Słowackiego T1.djvu/160

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

       35 I dziś ta sama szata. W jednym ze mną czasie
Przybył włoch — wiatrem szyte miał sakwy podróżne,
Opatrzony podwójną twarzą — i okryty
Łataną szatą — w workach żadnego cekina;
Dziś patrz! Włoch już drogiémi błyszczy axamity,
       40 Pióra nosi na głowie, ostrogi przypina,
Z pełnych worków twarz Marji wygląda przyjazna,
Ona go swoim płaszczem królewskim otula:
I gdyby miał takiego jak ja jestem błazna,
Może by był podobny do takiego króla
Jakim jest

Pokazuje ze złośliwym uśmiéchem na Henryka.

       45 Zasnął w myślach — zaraz go obudzę...
Królu słyszysz głos harfy?

HENRYK.

Gdzie?

NICK.

W tronowéj sali...

HENRYK, z mocną boleścią.

Szatanem jesteś Nicku, ja się dręczę — trudzę —
Tak, dźwięk harfy. Niech zamek w gruzy się zawali,
Niech zagrzebie tron, harfę... Gdzież znajdę zacisze?
       50 Coraz bliżéj strasznémi nabawia mnie snami!
Budzę się zmordowany i znowu ją słyszę
Jak jéj nie słyszéć?

NICK.

Królu wdziéj czapkę z dzwonkami,
Ich dźwięk harfę zagłuszy.

HENRYK.

Sztylet stróny przetnie.