Strona:PL Dzieła Juliusza Słowackiego T1.djvu/064

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
ALDONA.

       225 Luby! słyszałam dźwięk stali...
Chroń się! chroń się Dowmuncie! mój drogi! mój miły!

DOWMUNT.

Co mówiłaś, Mindowe gdzie jest? w tamtéj sali
To daleko — uciekać nie chcę — nie mam siły...
O nie! nie! tyle szczęścia! nie, to nie jest zdrada?
       230 Ja muszę być szczęśliwy — muszę widziéć ciebie.
Zgasła lampa lecz xiężyc przyświéca na niebie,
Chodź do światła Aldono... O! jaka ty blada!...
Rumieniec łzy obmyły, żar gorączki strawił;
Jaka ty blada! — jam cię nie taką zostawił!...

ALDONA.

       235 Nie, to bladszy niż zwykle, to ten blask xiężyca,
Twarz mi dzisiaj ociemnił...

DOWMUNT.

Więc xiężyc przeklinam!
Jeżeli barwę róży kradnie z twego lica.
Ha! przeklinając xiężyc, ludzi zapominam.

ALDONA.

Luby! słyszysz dźwięk stali? czy słyszysz? to oni!

DOWMUNT.

       240 Słyszę jakieś stąpania — słyszałem chrzęst broni,
Idą jakby tygrysy na mą krew zażarte.

ALDONA.

Dowmuncie! wychódź! wychódź jeszcze drzwi orwarte!
Wychódź, Aldona wiecznie wiary ci dochowa...
Tu wszyscy nas zdradzają, Bogi, ludzie, ściany,
Uciekaj!...

DOWMUNT.

       245 Moja luba, bądź zdrowa! bądź zdrowa!...

Wychodzi, lecz po krótkiéj chwili wraca.
ALDONA.

Przebóg! czemuś powrócił? blady, pomieszany,
Powiédz coś widział?