Strona:PL Dzieła Juliusza Słowackiego T1.djvu/035

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Weź moja luba i krzyż brylantowy,
       205 On długo! długo błyszczał mi na łonie,
Może ci kiedy przypomni po zgonie...
Nie, ja żyć będę, chcę żyć moja luba!
Wszak jam w krzyżackim zhodował się domie,
I nieraz sławy szukałem za domem;
       210 Mam miecz co zdziwia polaków ogromem;
Mam zbroję któréj stal tak twarda, gruba,
Że ją żelazo żadne nie przełomie.
Gdy się tak Hugo na boje ustroi,
Nie wydrą serca z pod żelaznéj zbroi.”

       215 „Jest jeszcze inna ocalenia droga.
Może w świątyni pogańskiego Boga,
Można się ukryć w jéj lochach podziemnych,
W krętych przechodach i kryjówkach ciemnych;
Ta droga bardziéj pewna i ostrożna,
       220 Wszak zdradą, zdrady uchronić się można”.

To rzekł i wyszedł. Straszną zbroję wkłada,
W któréj już nieraz występował w szranki;
Potem zbiegł szybko przez zakryte ganki,
Do świątyń Boga, który gromem włada.
       225 Tu ogień Znicza dymny i ponury,
Czarne filarów łamały się cienie.
Szedł rycerz ciemne przeglądając mury,
Może w tych murach tajemne schronienie
Zbiegów bezpiecznie do świtu zatrzyma?
       230 Lecz przebóg! zadrżał: kamienne bożyszcza,
Stojąc w około święconego zgliszcza,
Żywémi w niego patrzały oczyma.