Strona:PL Dzieła Juliusza Słowackiego 01 (Gubrynowicz).djvu/109

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Dla mnie rzecz mało ważna i z niczem ta sama,
Że Manes był zjedzony przez hipopotama;
Chciałbym tylko dziś widzieć królobójcze źwierzę,        65
Mało dbam, że ze Wschodu przybyli pasterze,
I laski zamieniwszy na berła lub dzidy,
Kładli na piasku kamień pierwszej piramidy.
Że z Egiptu wygnani przez rodzime syny
Założyli w Judei straszne Filistyny;        70
I tam mniej twardą sztuką stawiali budowy,
Kiedy je hardy Samson mógł rzucać na głowy.
Jednak widzę wypadek jeden... okiem wieszcza:
Mojżesz królowi wolę Jehowy obwieszcza!
Pomiędzy rzędem Sfinksów czoło wzniósł ogniste,        75
Król go słucha... nad królem słońce idzie mgliste,
Obłąkane w szarańczy zwichrzonej motylu.
Tam dalej Nil — lecz zobacz, co niesie! — krew w Nilu!
Przy tronie Faraona, z pokręconym słupem,
Stoją królewskie syny... jeden pada trupem.        80
Krzyczą matki, pobladły starych ludzi twarze, —
Takich obrazów stary już świat nie pokaże.

Wielkie czasy, gdy w królów zaniesione lochy,
Z królewskich ciał nie mogły uczynić się prochy.
I stała się na ziemi Bogów różnodzielność!        85
I stała się na ziemi trupów nieśmiertelność.
I pod ręką ważących głazy robotników,
Zaczynała się wieczność światowa pomników.
Na ziemi trup odbywał sądzenie Erebu,
Można było królowi zaprzeczyć pogrzebu:        90
A że znalazł się człowiek tak wielkiej odwagi,
Świadczą w łonach piramid próżne sarkofagi.

Ten wniosek, może wniosków uczonych nie blizki,
Rzuciłem w porfirowe umarłych kołyski,
Gdy wejściem pod sklepienia piramidy dumny,        95
Przy świeczniku Araba zaglądałem w trumny.
A ty może zaprzeczysz zdań uczonych różność,
Rzucając w gadającą piramidy próżność;
I wielkie echa, ludzi nie mogąc przekonać,
Będą w łonie grobowem budzić się i konać.        100