Strona:PL Dzieła Cyprjana Norwida (Pini).djvu/673

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
DO M... S...
O BALLADYNIE
(DODATEK).

Tobie, Sewerynowi i komuś trzeciemu winienem podziękować, iż chcieliście powyższe mówienia spisywać, tudzież tym przyjaciołom naszym, którzy uważali za słuszne koszt wydawnictwa podjąć. Ale ty dałeś mi także sposobność wywiązania się, bo życzyłeś sobie, abym, dołączywszy rozbiór «Balladyny», dołączył przez to samo wzorzec do czytania tragedyj Juljusza, o których szczegółowo mówić w kursie tak szczupłym byłoby to stracić całość obrazu. Czynię przeto ci zadość, i sobie, bo życzeniu twemu zadość uczynić mogę.
Na pierwszy rzut oka «Balladyna» wydaje się fantazją w luźnem bardzo znaczeniu tego luźnego określnika; tak wydała się ona doraźnej masie czytelników po ukazaniu się świeżo wyszłą książką. Tak, niestety, podobno że i dziś dla większej bardzo liczby literatów wydaje się ta tragedja. A przyczyna tego leży raz w tem, iż Juljusz nie był architektą, jak Zygmunt, ani rzeźbiarzem, jak Mickiewicz, ale był to poeta-malarz, choć mógł bywać i tym, i owym — i poetą-muzykiem nawet, co wszelako po szczególe opatrzność Bohdanowi[1] wydzieliła. Drugi raz — przyczyna tego leży także i w tem, że do tragedji własnej stawił razem Juljusz teatr jakoby przenośny, w okładkach, że tak rzekę, książki schowany. Są tam dekoracje z liści, rosami mokrych, uwite, rzutami pstrego światła ozłacane, malin woni i konwalij pełne. Rozpruj książkę i przeciągnij po stole, pionowo karty jej stawiając, a okaże ci się gajów zielonych i chat i baszt połamanych perspektywa ojcowskiemu i pieskowo-skalnemu[2] podobna wąwozowi. A to wszystko jasności planu pierwotnego i, że tak rzekę, harmonji zasadniczej szkieletu samego nie uwidomia, osi dramatycznej nie okazuje, typów nie uwydatnia, owszem, zamglewa rysy główne i unieczytelnia rzecz, lubo w sposób dziwnie powabny.
Wszelako zdam ci sprawę z moralnego budownictwa, które tragedję tę wydało, i wypowiem wszelkiej osoby herb stanowczy, ale pierwej nadmienię to, co powiedział czy napisał gdzieś August Cieszkowski o apokryfach. — Mędrzec ten powiada, iż nietylko pierwotnej epoki apokryfy (to jest ponadzwykłej budowy pisma)[3], ale nawet i te, które udawanie za cel miały, w epokach późniejszych pisane, należy pomiędzy źródła prawdy historycznej umieć kłaść — to jest, że z jakąkolwiekbądź wolą rzucane światło, skoro się je sprawiedliwie zebrać i uśrodkować potrafi, wielce użytecznem bywa. Nadmieniam to dla osób, które wszystko, cokolwiek poza literaturą czarną druku książki wyczytuje się, uważają zaraz za poetyzowanie i naciąganie do rzeczy, których drukarz ołowianą czcionką nie zagwoździł, a o których przeto, jak to mówią, «autor ani myślił...»

Po tym wstępie — od czegóż zacznę?... Oto powiem ci naprzód, że razu jednego, może we śnie, zdarzyło mi się znajdować jakoby w miejscu, którego piętra i posady noga moja nie czuła, iż uwęgielnioną miały podwalinę, a którego sklepień czy firmamentu pojąć zaraz nie mogłem... Ale w światła smugu, który szeroką ciemność jakby wielkim pasem przepływał, zobaczyłem, iż stał człowiek-muzyk przed organami. I widziałem, że, jedną ręką grając, drugą wgórze ruchy i zwroty czynił, jako gdy kto gesta magiczne rzuca. A kiedy wpatrywałem się długo i spostrzegłem, że muzyk ten współcześnie gra i sklepienie mularskiem robi narzędziem, aby echom tonów, przezeń wygranych, właściwem było, tedy bardzo mi żal się zrobiło i chciałem płakać, myśląc, jak dalece trudne jest życie pieśni. A głos przyjaciela mego jednego, co już tu nie żyje, zawołał na mnie, mówiąc: «Oto jest Polak...» I od tego to czasu ani na polu sztuki, ani życia, ani wiedzy i czy-

  1. Bohdanowi Zaleskiemu.
  2. Mowa o dolinie Prądnika z Ojcowem i Pieskową Skałą.
  3. apokryfy (gr.), te pisma greckie Starego Zakonu, które nie są objęte biblią.