Strona:PL Dzieła Cyprjana Norwida (Pini).djvu/273

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
§ 6.

Eureka![1] Wiem już, czemu trzeba jęku
I krwi — i widzieć, jak z lwem się kto bije,
Albo na ostrze piersią paść otwartą,
By nie zapomnieć, żeś żyw.


§ 7.

——————— tyle warto
To wszystko».
Dalej wiersze przekreślone.
Kwiatów woń izbę napełniła całą,
Słońce plamami w tę i ową stronę
Na ściany biło, nimfom w modre oczy,
Do złotych promień niosło im warkoczy,
Lub malowane, nieme usta grzało.
Cisza nadobna — cisza, która kłamie,
Że można spocząć na świecie bez winy,
Która upewnia, że Bóg jest, co trzciny
Złamanej, mimo idąc, nie dołamie,
Mistrz, Pan i Sędzia, znający człowieka,
Nim był — litosne tak mający ramię,
Że równie wiecznie i sądzi i czeka!

Nieme, bezkształtnie widne, tym podobne
Uczucia nieraz młodzieniec z Epiru
Czuł i na miejsca uchodził osobne,
Szukając prawdy i ciała jej, miru,
Będąc, jak dzisiaj nikt być już nie może.
Nie chrześcijanin bowiem, nie poganin
Przez filozofji wpływ, wątpiący może
O samej bajce olimpijskich tkanin,
Tem mniej osoby wyznający boże.

W śmierć wierząc jako w szczelnie zwarte wrota,
W miłości napój wiosenny i w wiedzę
Matematyczną i w dźwięk słowa «cnota»[2],
Blisko znaczący wyrazowi «zdrowie»
I wyrazowi «siła» — rzecz podobna
Do zaklęć, których jasno nikt nie powie,
A która wszakże jest, i jest osobna.

Błyskami także zórz nieznanej doby
Widywał czasem kraje wyobraźni,
Gdzieś ponad groby, czy gdzieś poza groby
I czuł pogodę jakoby przyjaźni
W wiosennych wiatrach nieznanego kraju
I rytm, muzykę jakąś — obyczaju!
To, co i Plato, w ciche kiedyś niebo
Przez liście laurów patrząc, czuł potrzebą
I słyszał — pojąć zdołał, dać nie umiał,
Wysłowić nieraz mniej, niż sam się zdumiał.


XIX.

Niejasna w mieście krążyła wiadomość
O niepokojach w prowincji, czy wojnie,
Czy, że wyjechać ma cesarz jegomość
W nocy — wyjechać, jak można, spokojnie,
By tłum przywyknął czuć go i zdaleka
Lub czcić w postaci zwykłego człowieka.
Inni twierdzili, że wieść ta źle głosi,
Na zwykłe bowiem łowy się zanosi,
Przeto, iż dawno cesarska prawica
Oszczepem w puszczy nie raczyła śledzić,
Gdzie lega niedźwiedź lub gdzie zlega lwica! —
W czem nierad Adrjan dawał się uprzedzić.
Inni nareszcie tę powietrza zmianę
W zamku i co zeń wywiało za ścianę
Przypisywali wschodnim pewnym gościom
Lub z okrętami przyszłym wiadomościom.
Wieść każda w Rzymie, niż gdziekolwiek, więcéj,
Ma różnokształtnych ust swych sto tysięcy,
Które brukową naprzód tętnią wargą,
W jaśniejsze potem urastają głosy,
Oklaskiem dalej stają się, lub skargą,
Myślami cara, i zowią się «losy».
Acz bywa, że, nim tę przebiegną gamę,
Nie poznawają się i niszczą same.
Cesarz, jak zwykle, w bukszpanowym chłodzie
Z odkrytą głową spoczywał w ogrodzie —
Obyczaj, który w dnie najmniej pogodne
Chował, nieznosząc nic na nagiem czole —
Skąd poruszenie głowy miał swobodne.
Nie takie wzroku, iż szukał kryć wolę,
Drażliwość w spokój mędrca przyoblekać,
Także, iż lubił zgłębiać i nie czekać —
Dwie żądze, które zgodzić z sobą trudno.
Było to wszakże, gdy wszechwiedzę państwa
Zdobył; część jego ludną i nieludną,
Używającą prawa i poddaństwa,
Naocznie zwiedził w wielkich dwóch podróżach,
Wolę i ludzi poznał wewnątrz żywych,
A, o okopach myśląc i przedmurzach,
Świat tworzył, linij nienawidząc krzywych,
Przeto iż dłuższe, a ceniąc je bardzo,
Jako uczeńsze i słodsze w swych ruchach.
Więc był, jak, którzy chwalą to, czem gardzą.
Przytem nadeszła i wieść o rozruchach;
Te Adrjan ważył mało.

Na marmurze
Stołu przed ławą, gdzie cesarz spoczywał,

  1. Eureka (gr.) — znalazłem, odkryłem.
  2. Virtus. (P. P.).