Strona:PL Dzieła Cyprjana Norwida (Pini).djvu/064

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Rękodzielnię zegarków[1] — o, powiem ci szczerze,
Iż książkę, stąd powstałą, że taką agendę
Zwałbym «Dziełem», i więcej: że jest dziełem, wierzę,
Niż mnóstwo innych, których i zwać tu nie będę.
— Tak samo nie tragedje rozwlekłe Byrona
Dziełami jego nazwałbym, lecz te namiętne
Powiastki greckie, których nić u jego łona
Snowała się, a strofy ulatały smętne,
Jak duchy, którym wcieleń czas odmówił chyży,
I płaczą, że nie były armji biuletynem[2],
Kochankiem, bohaterem, męczennikiem, czynem,
Że czas skąpił im gwoździ i drzewa — do krzyży...
Jakkolwiek co innego z tragedją Szekspira,
Dramy jego są dzieła; i u Danta niemniej
Pieśń dziełem jest, napozór całej i przyjemniej
Zamknięta, i dzwoniąca rytmem wkrąg, jak sfera.
Owszem: im większy sztukmistrz, tem słowo a dzieło
Bliżej się, nie w bliźnięcy, w trzeźwy uścisk wzięło,
I jedno znasza drugie, posiłkując wzajem,
Jak prawo, gdy przekwitnie ludu obyczajem.
Zwij więc, jak chcesz! Współczesność minie niestateczna,
Lecz nie ominie przyszłość, korektorka wieczna...
............
Powiem ci tylko, ani ukryć się poważę,
Co myślę, gdy wyrzecze kto słowo: «Poeta».
Im zdaje się, że dziewięć panien kałamarze
Noszą mu, a warkocze każdej, jak kometa,
A wzrok, jak nieba lazur lub noc południowa,
Szaty jak obłok, poszept jak mgła porankowa;
Że jaw, że jawu złoty wół i lew miedziany,
I że nietoperz dziejów, którego wciąż głowa
Dysze, a tułów bywa co wiek wypychany,
Że płowy lampart, tudzież innych bestyj stado,
Mijają go, że łacno do stóp mu się kładą...
Więc czoło wieszcza, taką otoczone szczwalnią,
Są, którzy chłodzić radzi słowem przyzwoitem,
I myślą, że sprostują cię i urealnią,
A ty, przy owem cierpiąc, cierpisz jeszcze przy tem.

Jakoż, gdyby Mickiewicz, po owych już wstrętach
Zapanowawszy, gdyby nie zostawił wieści
O krytykach warszawskich i o recenzentach[3]
Niejeden dziś z objętych w pisma tegoż treści,
Niejeden z onych, którzy żółć mu nieśli zgniłą,
Przeczyłby: «Jako żywo! (mówiąc) tak nie było,
Wcale nie! — Uczciliśmy poetę, aż miło.
I żaden wiersz Adama, boleścią wyparty,
Nie spotworzył się, prawdę zapisując w karty,
Ni gdzie w poety szale ulgi szukał człowiek.
Czytelnik to połyka, odkupuje to wiek...
............
Nie! — wcale grzechu tego nie mamy na sobie,
Składka jest — jest i posąg — i kwiaty na grobie».
............
Podobnież Juljusz, gdyby, w «Beniowskim» lub w owych
Feuilles-volantes[4], nie zostawił o współczesnych śladu,
Że nie on, oni raczej, przy zmysłach niezdrowych
Będąc, nadziei jednej szukali: z nieładu,
Aż po niemałej trudów i bólów kolei
Przypomnieli nareszcie... «Potrzebę idei!»

  1. 1. «Promethidion, dialogi o sztuce». 2. Pisemko «O sztuce». W pierwszej z tych dwóch książeczek zapowiedziane było w formie dialogu to, co drugiej stało się powodem. Dziś nastąpiły już fakta i pokryły polemikę. (P. P.).
  2. biuletyn (franc.) — urzędowe sprawozdanie z przebiegu jakiejś ważnej akcji.
  3. «O krytykach i recenzentach warszawskich», pismo ś p. Adama Mickiewicza, Zakończone temi słowy: «...szczęśliwi! Pisałem w Petersburgu, etc.» (P. P.).
  4. «O potrzebie idei», proza Juliusza Słowackiego, tudzież inne feuilles-volantes, w których powiada, że rodacy tak dalece ideę lekceważą, iż życzyliby sobie, ażeby lord Palmerston sam, własnemi rękoma bomby rzucał na mury chińskie, nie zaś myślą stanu wojnę czynił. (P. P.).
    «Feuilles-volantes» (franc.) — ulotne, drobne pisma.