Strona:PL Dumas - Wojna kobieca T2.pdf/93

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

tylko biednym sługą; nie mogę więc sam otwierać drzwi księżnej. Pozwól mi pan dojść obudzić szambelana.
— Czyż szambelani w Chantilly mają zwyczaj kładzenia się o jedenastej godzinie.
— Cały dzień polowano — przebąknął kamerdyner.
— Dobrze — pomyślał Canolles — trzeba im dać czas, do przebrania kogo za szambelana.
Potem dodał głośno:
— A więc idź, poczekam...
Lokaj wybiegł podnieść alarm w zamku, gdzie już Pompée, przestraszony swem nie w porę spotkaniem, rozsiał strach niewypowiedziany.
Canolles, pozostawszy sam, zaczął słuchać i patrzeć.
Po salach i korytarzach biegali ludzie przy świetle pochodni; uzbrojeni żołnierze stawali w zaułkach schodów; wszędzie groźny szept zastępował milczenie, przed chwilą panujące w zamku.
Canolles wyjął piszczałkę i zbliżył się do okna; przez szyby jego mógł widzieć wierzchołki wysokich drzew, po za któremi ukrył swój oddział z dwustu ludzi złożony.
— Nie — rzekł do siebie — to nas prosto powiedzie do walki, czego sobie wcale nie życzę; lepiej będzie poczekać; najgorsze co mi z tego przytrafić się może, jest to, że mnie na śmierć skażą, gdy tymczasem zbytnim pośpiechem „ją" zgubić mogę.
Ledwie skończył tę uwagę, gdy drzwi się otworzyły i nowa niemi weszła osoba.
— Jej książęca mość nie jest dziś widzialną — odezwał się nowoprzybyły tak skwapliwie, że nie zdążył nawet skłonić się Canollesowi — leży w łóżku i nikogo nie kazała puszczać do pokoju.
— Co pan jesteś za jeden?... — zapytał Canolles, zmierzywszy wzrokiem od stóp do głów tę dziwną osobę — kto cię natchnął podobną zuchwałością, żebyś rozmawiając ze szlachcicem, nie zdjął kapelusza?
I przy tych słowach, Canolles szpadą zrzucił mu kapelusz.
— Panie! — zawołał nieznajomy, cofnąwszy się z dumą na krok.
— Pytałem się, kto pan jesteś?... — powtórzył Canolles.
— Jestem... — odpowiedział tenże — jak to pan możesz