Strona:PL Dumas - Wojna kobieca T2.pdf/71

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Lenet poszedł za lokajem a Cauvignac na salę balową.
Tymczasem, księżna sposobiła się do odjazdu.
Przemieniła suknię balową na amazonkę, dobrą zarazem do pojazdu i na konia, przejrzała papiery, aby spalić niepotrzebne, a zachować ważne; nakoniec wzięła brylanty, które poprzednio już kazała powyjmować z oprawy, aby mniej zajmowały miejsca i aby, w razie potrzeby, łatwiej je spieniężyć.
Co się tyczy księcia d‘Enghien, ten miał pojechać w kostjumie myśliwskim, z przyczyn bardzo ważnych, bo nie zdążono uszyć mu drugiego.
Masztalerzowi jego, Vialas, polecono jechać przy samej karecie, aby w potrzebie, spiesznie mógł porwać księcia i uwieźć go na białym koniu, najczystszej krwi biegunie.
Lękano się z początku, żeby nie zasnął i dlatego polecono Pierrotowi bawić się z nim; lecz ostrożność ta okazała się zbyteczną; książę nie spał, będąc ciągle zajętym ubraniem swojem.
Karety zaprzężone potajemnie i pod pozorem odwiezienia do Paryża wicehrabiny de Cambes, stały w odległości najdalej dwudziestu kroków od bramy głównej, w ciemnej kasztanowej alei, gdzie niepodobieństwem było je widzieć.
Woźnice siedzieli na kozłach, drzwiczki były otwarte, słowem wszystko było gotowe; czekano tylko sygnału, to jest odgłosu rogów.
Księżna, nie spuszczając oczu z zegara, wskazującego bez pięciu minut dziesiątą godzinę, wstała już i zbliżała się do księcia d‘Enghien, chąc go wziąć za rękę, gdy nagle drzwi z trzaskiem rozwarto i do pokoju wbiegł Lenet.
Księżna, spostrzegłszy bladość jego i wzrok pomieszany, zbladła i zmieszała się.
— Boże mój!... — zawołała, zbliżając się do niego. — Co ci jest? Cóż się stało?...
— A!... — odpowiedział Lenet przerywanym głosem — jakiś szlachcic przyjechał i chce mówić z Waszą książęcą mością w imieniu króla.
— Wielki Boże! — zawołała księżna — zginęliśmy! Lecz cóż robić, kochany Lenet?
— Mam środek ocalenia.
— A! powiedz, jaki?