Strona:PL Dumas - Wojna kobieca T2.pdf/408

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Do Libournu! słyszysz, do kroćset djabłów! — krzyczy Cauvignac.
I ciężka kareta porusza się nareszcie, następnie pędzi z przerażającą szybkością.
Cauvignac minął drzwi karety, dostał się przed konie pędzi już po gościńcu jak wicher, a koń jego znaczy ślad swój iskrami.
— Do mnie, Ferguzon, do mnie! — krzyczy pełnym głosem.
Wtem, słyszy goniących za sobą, z coraz głośniejszemi okrzykami.
Dwa, czy trzy wystrzały rozległy się za uciekającymi ale z przodu gradem innych na nie odpowiedziano.
Powóz się zatrzymuje; dwa konie padają z utrudzenia trzeci przeszyty kulą.
Cauvignac łączy się z oddziałem Ferguzona i z rozpaczą naciera na orszak pana de la Rochefoucault.
Bordejczycy niezdolni oprzeć się trzykroć przewyższającej sile, cofają się w nieładzie.
Cauvignac zostaje ze służącym obok Nanony leżącej bez zmysłów.
Szczęściem znajdowali się tylko o sto kroków od wsi Carbonblanc.
Cauvignac niesie Nanonę na rękach, aż do pierwszego domu na przedmieściu; tam, dawszy rozkaz, aby przyprowadzono karetę, składa siostrę na łóżko i wciska w konwulsyjnie ściśniętą jej dłoń jakiś przedmiot, którego Finetta rozpoznać nie potrafiła.
Nazajutrz, Nanona przebudzając się ze snu okropnego podnosi rękę i czuje coś miękkiego, jak jedwab, wonnego, jak kwiaty, dotyka się jej ust bladych.
Był to promień włosów Canollesa, który Cauvignac z narażeniem własnego życia zdobył na bordejczykach.