Strona:PL Dumas - Wojna kobieca T2.pdf/406

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
ROZDZIAŁ XXI.

Podczas kiedy pospólstwo Bordeaux włóczyło po ulicach ciało nieszczęśliwego Canollesa, kiedy książę de la Rockefoucault powrócił, aby pochlebiać dumie księżnej mówiąc jej, iż dowiodła, że jest równie potężną, jak sama królowa, kiedy Cauvignac wyjeżdżał za bramy miasta z Barrabasem, sądząc, że już nie ma potrzeby dalej rozciągać swego posłannictwa, kareta ciągniona przez cztery konie całe spienione i bez tchu prawie, zatrzymała się na brzegu Girondy naprzeciw Bordeaux, między wioską de Belcroix a Bastide.
Gdy kareta stanęła, laufer, który konno za nią cwałował, zeskoczył z konia i otworzył drzwiczki; młoda kobieta wysiadła pospiesznie, spojrzała na niebo, jakby łuną od pożaru zaczerwienione i z chciwością słuchała oddalonych hałasów i krzyków.
— Pewną jesteś — rzekła do swej służącej, która z nią wysiadała — żeśmy przez nikogo nie były ścigane?
— Jestem najpewniejszą, pani — odpowiedziała służąca — dwaj masztalerze, którzy z rozkazu pani zdaleka za nami jechali, złączyli się z karetą, i mówią, że nic a nic nie widzieli, ani słyszeli.
— I nic nie widzisz?
— Widzę blask, jakby od pożaru.
— To pochodnie.
— Tak pani, tak, poruszają się w różne strony. Czy słyszy pani, hałas się powiększa, a krzyki już ledwie rozróżnić się dają.
— O! mój Boże! — wyjąkała młoda kobieta, padając na kolana — mój Boże! mój Boże!
Nagle, przy świetle błyskawic zdawało jej się, że widzi plac próżny.