Strona:PL Dumas - Wojna kobieca T2.pdf/391

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Klara domyśla się tego i chwyta się całemi siłami, wołając:
— Ależ trzeba szukać jeszcze, może niedobrze szukano i znajdą przecie tego człowieka. Szukajmy, szukajmy wszscy, to niepodobna, żeby on stąd ujść zdołał. Panie kapitanie, zaklinam pana, ponów swoje rozkazy.
zukano go, pani — odpowiedział kapitan — i w tej chwili kilku ludzi tem się zajmuje. Dozorca wie dobrze, że kara śmierci czeka go w razie niedostawienia więźnia, pojmujesz więc pani, ile mu na tem zależy, aby poszukiwania byłyj ak najdokładniejsze.
ój Boże!... — cicho wyrzekła Klara — a pan Lenet nie wraca!
— Cierpliwości, droga moja przyjaciółko, cierpliwości!... — rzekł Canolles tym słodkim głosem, jakim się do dzieci przemawia — Lenet tylko co odszedł, zaledwie miał czas przybyć do księżnej, dozwól mu przedstawić jej całe zdarzenie i następnie wrócić tu z odpowiedzią.
Następnie, widząc zwrócone na siebie spojrzenia i niecierpliwość oficera, który zastępował miejsce księcia de la Rochefoucault, rzekł:
— Kapitanie, czy chcesz mówić ze mną?
— Tak, panie — odpowiedział kapitan, którego ciągła obecność wicehrabiny widocznie krępowała.
— Panie!... — zawołała pani de Carabes — prowadź nas do księżnej, błagam się oto. Cóż panu na tem zależy? Czyż nie wszystko jedno, zaprowadzić nas do niej, lub tu zatrzymywać w niepewności?
— W istocie to wyborna myśl, idź pani sama do księżnej, pewny jestem, że ci się powiedzie.
— Cóż ty na to baronie?... — spytała wicehrabina — czy sądzisz, że to będzie dobrze?
Nie chciałbyś przecie mnie oszukiwać, cóż ja mam robić?
— Idź, pani — rzekł Canolles z wysileniem.
Pani de Cambes już miała odchodzić, lecz nagle zwróciła się do swego kochanka i rzekła:
— Nie, nie, ja go nie opuszczę!
Potem słysząc otwierające się drzwi:
— Bogu dzięki!... — zawołała radośnie — otóż pan Lenet i książę powracają.
W istocie, za księciem de la Rochefoucault, który wszedł