Strona:PL Dumas - Wojna kobieca T2.pdf/390

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Nie, pani — odrzekł książę — ale zdaje mi się, że ona powinna być zawiadomioną o tem, co się dzieje, bo to jest dosyć ważne. Nie powiemp ani, że sam tam pójdę bo mogłabyś mnie posądzić, że chcę użyć swego wpływu na księżnę, nikt lepiej nie potrafi uzyskać łaski pani de Condé.
Lenet niedostrzeżonem poruszeniem dał jakiś znak Klarze.
— O, ja nie opuszczę!... — krzyknęła pani de Cambes, ściskając konwulsyjnie rękę młodzieńca.
— A ja — rzekł Lenet — biegnę do jej książęcej mości; proszę z sobą kapitana, albo was, mości książę.
— Dobrze, idę z panem. Kapitan zostanie tu, aby w naszej nieobecności czynił dalsze poszukiwania; może też znajdą drugiego więźnia.
I, jakby dla nadania większej mocy tym ostatnim słowom, książę de la Rochefoucault powiedział coś do ucha oficerowi iwyszedł z Lenetem.
W tej samej chwili młodapa ra popchnięta została aż na dziedziniec, przez tłum towarzyszący panu del a Rochefoucault i drzwi zamknęły się za nimi.
Cała ta scena, od dziesięciu minut przybrała charakter takpoważny i ponury, że wszyscy obecni zbledli, milcząco spoglądali po sobie i woczach Canollesa i Klary chcieli wyczytać, które z nich więcej cierpiało.
Canoles pojmował, że należało mu okazać siłę i męstwo; z powagą więc, spokojnie i z uczuciem przemawia do swojej przyjaciółki, która, śmiertelną bladością okryta, zoczyma zaczerwienionemi, ledwie mogąc na nogach się utrzymać; przyciska się do niego, uśmiecha zwyrazem pełnym przestrachu i czułości, potem chwieje się, spoglądając z przereżeniemna wszystkich ją otaczającyh, między którymi szuka przyjaciela.
Kapitan, któremu książę de la Rochefoucault odchodząc wydawał jakieś rozkazy, mówi coś po cichu do swoich oficerów.
Canolles spostrzega to, a mając wytężoną uwagę na najmniejsze zdarzenia, mogące wątpliwość jego w pewność zamienić, słyszy dobrze, pomimo ostrożności, z jaką kapitan mówić usiłuje, słyszy wymówione te słowa:
„Trzeba jakimbadź sposobem oddalić tę biedną kobietę".