Strona:PL Dumas - Wojna kobieca T2.pdf/388

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Niebezpieczeństwo, w jakim znajdował się dotąd jej narzeczony, wieczne rozłączenie, które im zagrażało, uniewinniało całe to postępowanie!
— Widzisz, mój przyjacielu — rzekła Klara, promieniująca rozkoszą i dumą — widzisz, że dotrzymałam słowa, uzyskałam dla ciebie przebaczenie, przybyłam tu samai odjeżdżamy natychmiast.
— Panie — rzekł porucznik — możesz teraz poświęcić życie swoje dla pani, bo niezawodnie jej tylko winieneś ocalenie.
Canolles nic nie odpowiedział, ale oczy jego wiele mówiły, patrząc na swego anioła wybawiciela; uściśnienie ręki niemniej wymownem było.
— Nie śpieszcie się państwo tak bardzo — rzekł porucznik z uśmiechem — wszystko skończone i pan jesteś wolny; macie teraz dosyć czasu.
Ale pani de Cambes nie zważając na te uspokajające wyrazy, z pośpiechem ciągnęła zasobą Canollesa przez kurytarze.
Canolles był jej posłusznym i w milczeniu poruszenie mtylko głowy i wyrazem twarzy, żegnał się z porucznikiem.
Nakoniec ostatnie drzwi otworzyły się.
Ale z drugiej strony gromada szlachty, straży i łuczników zajęła cały most wodzony; był to pan de la Rochefoucault i jego służalcy.
Nie wiedząc dlaczego, pani de Cambes zadrżała. Zawsze ją spotykało jakieś nieszczęście, skoro przypadkiem zeszła się gdzie z tym człowiekiem.
Książę ukłonił się pani de Cambes i Canollesowi, zatrzymał się nawet dla powiedzenia im jakiejś grzeczności. Potem dał znak swojemu orszakowi, który rozstąpił się, robiąc im miejsce do przejścia.
Nagle z głębi dziedzińca dał się słyszeć głos, wychodzący z korytarzy i te słowa zabrzmiały.
— „Numer pierwszy próżny, więźnia, który go zajmował niema w celi; od pięciu minut szukam go wszędzie napróżno".
Książę de la Rochefoucault zadrżał i nie mogąc potłumić pierwszego popędu, wyciągnął rękę ku Canollesowi, jakby go chciał przytrzymać.
Klara spostrzegła to poruszenie i zbladła.