Strona:PL Dumas - Wojna kobieca T2.pdf/378

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

W półtorej godziny, spieniony rumak padł przed progiem domu księcia d‘Epernon, który, drżąc z niecierpliwości oczekiwał powrotu posłańca, a usłyszawszy od tegoż na pół już prawie umierającego, jedno słowo „tak“, pospieszył do Nanony, która nie opuszczając łóżka obłąkanym wzrokiem pogląda we drzwi, natłoczone służącymi.
— Ocalony, — krzyknął, wbiegając książę d‘Epernon — tak jest, kochana przyjaciółko, pospiesz za mną, za chwilę będziesz go widziała.
Nanona, zdawało się, że oniemiała z radości, a, padając na kolana i wznosząc ręce do nieba, łzami zalana, zaledwie zdolną była wymówić:
— O, Boże! Boże, dziękuję Ci!
Skoro z nieba zwróciła wzrok na ziemię, ujrzała obok siebie księcia d‘Epernon tak uradowanego jej szczęściem, jak gdyby Canolles równie drogim był obojgu.
Lecz w tejże chwili przyszło jej na myśl, jak źle będzie wynagrodzony książę za tyle szlachetności i dobroci, kiedy zobaczy obcego w miejscu brata, gdy się przekona o zdradzie; i w tej samej chwili znalazła energiczną i pełną odwagi odpowiedź samej sobie.
— Nie, nie zawiodę tego serca, tak godnego, nie mogę i nie powinnam zdradzać go dłużej, powiem mu wszystko... Odrzuci mnie i przeklinać będzie, wtenczas rzucę się do nóg, dziękując za wszystko, co od lat trzech czynił dla mnie, potem biedna, upokorzona, ale szczęśliwa, oddalę się stąd, bogata moją miłością i nadzieją nowego życia.
Wtem nagle drzwi się otworzyły i mężczyzna kurzem okryty wbiegł do pokoju, rzucił się jej na szyję, wołając:
— Siostra, moja kochana siostra!
Nanona uniosła się na posłaniu, wlepiła weń wzrok obłąkany, zbladła okropnie i jakby rażona piorunem, upadła na łóżko, wołając:
— Cauvignac! mój Boże, to Cauvignac!
— Cauvignac? — powtórzył książę, poglądając dokoła zdziwiony, jakby szukał tego, ktróego imię z takim przestrachem wymówiła Nanona — któż tu nazywa się Cauvignac?
Cauvignac nie był tak nieostrożnym, aby się odezwać nie dość był jeszcze pewnym swego ocalenia, by mógł sobie pozwolić być szczerym, co nawet w zwyczajnych wypadkach jego życia nie było mu właściwem.