Strona:PL Dumas - Wojna kobieca T2.pdf/357

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Na ten raz, w twarzy dozorcy wyczytać można było zadziwienie.
— Dobrze, panie, natychmiast przyniosę wieczerzę.
Po chwili, dwóch żołnierzy wniosło stół, zastawiony potrawami nierównie wykwintniejszemi od tych, jakich Canolles zażądąał. Żołnierze zamieniali z sobą spojrzenia znaczące, które Canolles brał za prosty skutek łakomstwa; a ponieważ wieczerza zaopatrzoną była nawet w wyborne gujeńskie wino, rzekł, zwracając się do nich:
— Moi panowie, każcie przynieść dwa kieliszki.
Gdy to spełniono, baron napełnił je, a podniósłszy jeden z nich w górę, rzekł:
— Zdrowie wasze!
Żołnierze wzięli swoje i, machinalnie trąciwszy je z kubkiem Canollesa, wychylili do dna, nie pijąc wszakże nawzajem zdrowia jego.
— Wprawdzie nie bardzo grzeczni — pomyślał Canolles — lecz za to dzielnie piją; przecież trudno jest wszystko razem posiadać.
I znów zasiadł do wieczerzy, której już do końca nie wiele brakowało.
Skończywszy, powstał; żołnierze stół wynieśli. Wszedł dozorca.
— A do licha! — rzekł Canolles — co za szkoda, że pan ze mną nie jadłeś kolacji, dalibóg, doskonała była...
— Nie mógłbym i tak korzystać z tego, zaszczytu, gdyż tylko co sam wstałem od stołu i przyszedłem tu...
— Ażeby mi dotrzymać towarzystwa? — rzekł Canolles. — Jeżeli tak, serdecznie mu podziękuję; to bardzo grzecznie z jego strony.
— Nie, panie, wcale iny miałem zamiar, oto chciałem uprzedzić pana, że w caem mieście niema ewangelickiego pastora, a kapelan jest katolikiem. Wiem, że pan jesteś protestantem; ta różnica wyznania nie koniecznie musi mu być na rękę.
— A mnie ksiądz na co? — zapytał Canolles naiwnie.
— Na cóżby innego — rzekł zakłopotany nieco dozorca — jeżeli nie do zachęcenia do modlitwy.
— Do modlitwy? — powtórzył z uśmiechem Canolles — jeszcze dość czasu jutro o tem pomyśleć, bo ja mam zwyczaj rano tylko się modlić.
Dozorca przez chwilę spoglądał na Canollesa z po-