Strona:PL Dumas - Wojna kobieca T2.pdf/355

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
ROZDZIAŁ XVI.

Krzyki, groźby i wybuchy pospólstwa, przedarły się aż do krat więzienia i Canolles z okna swej celi widział ów ożywiony widok, jak w obecnej chwili miasto przedstawiało.
— Do djabła! — rzekł — przykrego doznałem zawodu. Biedny Richon, tak waleczny, śmierć jego, powiększy moją niewolę; nie pozwolą mi już biegać po mieście, jak dawniej, ani ożenić się, jeśli Klara nie zechce wziąć ze mną ślubu w kaplicy więziennej. Ale ona na to przystanie. Wszystko jedno, czy tu lub gdzieindziej odbierzemy błogosławieństwo; smutna to wprawdzie przepowiednia, brać ślub w więzieniu. A czemuż ta okropna wiadomość, nie spóźniła się chociaż o dzień jeden.
Poczem, przechyliwszy się w oknie, zaczął wyglądać.
— Jakie ostrożności! — rzekł — dwóch szyldwachów przy drzwiach. Przykro pomyśleć, że będę tu zamknięty tydzień, dwa, a może i więcej dopóki nowe jakie zdarzenia nie zatrze wspomnienia o teraźniejszem. Szczęście, że obecne wypadki szybko po sobie następują, a bordejczycy są lekkomyślni; jednakże przez ten czas będę miał bardzo przykre chwile... Biedna Klara, jak ona musi rozpaczać, to szczęście, że wie o przyaresztowaniu mojem, bo inaczej, coby pomyśleć mogła, nie zobaczywszy mnie w miejscu przez nią wskazanem; o! tak jest, wie ona, że to nie z mojej nastąpiło winy... Lecz dokąd u djabła, dążą ci wszyscy ludzie? zdaje się, jak gdyby śpieszyli na miejsce egzekucji!
Canolles przeszeł się kilka razy po pokoju z założonemi w tył rękami; widok murów więzienia zwrócił myśl jego na drogę filozoficzną.
— Co to za głupstwa tej wojny — mówił sam do siebie.