Strona:PL Dumas - Wojna kobieca T2.pdf/330

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
ROZDZIAŁ XII.

Młodzieniec zadrżał, sądził, że to hasło pani de Cambes i pospieszył ku bramie.
— Czy jest tu pan baron de Canolles — zapytał głos silny i ostry.
— Tak jest — zawołał Canolles, zapomniawszy o wszystkiem, oprócz wezwania Klary — to ja jestem.
— A więc to pan? — mówił sierżant, przebywając bramę, za którą stał dotąd.
— Tak jest.
— Gubernator?
— Tak.
Sierżant się odwrócił, dał znak czterem żołnierzom, ukrytym za karetą; ludzie ci zbliżyli się natychmiast, a kareta podjechała do bramy.
Sierżant wezwał Canollesa, by wsiadł w nią; młodzieniec spojrzał naokół i ujrzał się sam, opuszczony od wszystkich, tylko zdala, pomiędzy drzewami, dostrzegł dwie kobiety wsparte jedna na drugiej.
— Na Boga! — mówił sam do siebie — nic tego nie mogę zrozumieć. Pani de Cambes szczególniejszą mi wybrała eskortę, ale — dodał uśmiechając się do własnej myśli — nie bądźmy tak wymagającymi w wyborze środków.
— Czekamy na pana barona — rzekł sierżant.
— Przepraszam pana, spieszę.
Wsiadł do karety sierżant i dwaj żołnierze poszli za jego przykładem, trzeci umieścił się obok woźnicy, czwarty z tyłu, i ciężki powóz, ciągniony przez parę silnych koni, potoczył się, jak tylko można najprędzej.
Wszystko to było tak dziwne, że mocno zastanowiło Canollesa; zwracając się więc do sierżanta, zapytał: