Strona:PL Dumas - Wojna kobieca T2.pdf/312

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

chciał wprost zetrzeć dzikiem spojrzeniem i przed kardynała, który odezwał się do niego w te słowa:
— Grałeś w wielką i hazardowną grę, panie Richon.
— I przegrałem; teraz tylko zostaje mi się dowiedzieć od Waszej eminencji, jaka była stawka?
— Lękam się, czy nie szło o głowę twoją — odpowiedział Mazarini.
— Uprzedzić pana d‘Epernon, że król chce go widzieć — wyrzekła Anna Austrjacka — a ten człowiek niechaj tu czeka wyroku.
I, podawszy rękę królowi, oddaliła się, rzuciwszy na jeńca pełne pogardy spojrzenie; za nimi postępował kardynał i dwór cały.
Pan d‘Epernon od godziny już przybył do Libournu ale, jak każdy rozkochany starzec, pierwsze odwiedziny poświęcił Nanonie.
W głębi prowincji, z której właśnie powrócił, dowiedział się, jak Canolles dzielnie bronił powierzonej mu warowni a całe w swojej kochance posiadając zaufanie, winszował Nanonie chwalebnych czynów jej ulubionego brata, którego powierzchowność, jak się prostodusznie wyrażał, nie obiecywała ani tyle szlachetności, ani tyle odwagi.
Nanona wcale nie była w usposobieniu radosnem; szło jej więcej o wolność kochanka.
Nanona tak szczerze kochała Canollesa, że wierzyć nie chciała, aby ją zwodził, chociaż to podejrzenie często ją niepokoiło. Usłowanie Canoilesa oddalenia się z Saint-George, brała za czułą o nią troskliwość; myślała również że się nie mógł uchronić niewoli i opłakiwała go, żyjąc tylko nadzieją wrócenia mu wolności za pomocą pana d‘Epernon.
Dlatego też kilkoma czułemi listami nagliła księcia o pożądany powrót.
Przybył nareszcie i Nanona przedstawiła mu swą prośbę o niesienie pomocy temu zmyślonemu bratu, którego tak pragnął wyrwać z rąk nieprzyjacielskich, a bardziej jeszcze z objęć pięknej pani de Cambces, bo jej się zdawało, że Canollesowi nie zagrażało żadne inne niebezpieczeństwo jak tylko powzięcie coraz silniejszego ku wicehrabinie przywiązania.
Te ostatnie zdawało się Nanonie tak groźnem, że z ręka-