Strona:PL Dumas - Wojna kobieca T2.pdf/283

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

wypędzenia, ale jeśli wyjdę, Wasza Królewska Mość nie wejdziesz do Vayres.
I Cauvignac, pokłoniwszy się zręcznie królowej, zmierzał się ku wyjściu.
— Najjaśniejsza Pani — wymówił półgłosem Mazarini — zdaje mi się, że źle czynisz, oddalając tego człowieka.
— No, wróć się i mów — powiedziała królowa — jesteś dziwny, ale dosyć zabawny.
— Jestem posłuszny Waszej Królewskiej Mości — odrzekł Caurignac, kłaniając się.
— Co mówiłeś o wejściu do Vayres?
— Mówiłem Najjaśniejszej Pani, że jeżeli trwasz w zamiarze, który mi się dzisiejszego poranku dostrzec zdawało, to jest: jeśli Wasza Królewska Mość życzysz sobie wejść do Vayres, będę miał za powinność wprowadzić ją tam.
— Jakim sposobem?
— Mam w Vayres stu pięćdziesięciu ludzi moich.
— Własnych?
— Tak, moich własnych.
— No i cóż stąd?
— Odstąpię ich Waszej Królewskiej Mości.
— A potem?
— Potem!...
— Tak, co później?
— Później! chybaby się djabeł w to wmieszał, żebyś Najjaśniejsza Pani mając stu pięćdziesięciu odźwiernych nie mogła chociaż jednej bramy otworzyć.
Królowa się uśmiechnęła i pomyślała: nie głupi.
Cauvignac domyślił się tego i nisko się ukłonił.
— Co pan żądasz za to? — spytała.
— A! mój Boże, tylko pięćset liwrów za jednego odźwiernego; jest to płaca, którą daję moim...
— Będziesz je miał.
— A dla mnie?
— Pyszniłbym się niewypowiedzianie, gdybym otrzymał stopień z rąk mojej królowej.
— A jakiego żądasz?
— Chciałbym być gubernatorem w Breune, zawsze pragnąłem zostać gubernatorem.
— Zgadzam się i na to.