Strona:PL Dumas - Wojna kobieca T2.pdf/281

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
ROZDZIAŁ VII.

Stu ludzi z królewskiej straży przebyło z Dordogne z Najjaśniejszem Państwem, reszta pozostała przy panu de la Meilleraie, który, postanowiwszy atakować Vayres. czekał nadciągnięcia posiłków.
Zaledwie królowa zajęła mały domek, który dzięki zbytkom Nanony, znalazła nierównie stosowniejszym na swe mieszkanie, niż się tego spodziewać mogła, Guitaut stanął przed nią z oznajmieniem, że jakiś kapitan, oświadczający iż ma w ważnem interesie mówić z królową, prosi o zaszczyt posłuchania.
— Któż to jest?... — zapytała królowa.
— Kapitan Cauvignac, Najjaśniejsza Pani.
— Z mego wojska?
— Nie zdaje mi się.
— Należy się upewnić, a jeżeli nie jest z mojej armji powiedzieć mu, że przyjąć go nie mogę.
— Przepraszam Waszą Królewską Mość, że nie podzielam jej zdania — odezwał się Mazarini — ale ja bym sądził, że jeżeli on nie należy do jej stronników, właśnie dlatego widzieć i wysłuchać go trzeba.
— A to dlaczego?
— Bo jeżeli jest z wojsk Waszej Królewskiej Mości a żąda posłuchania od królowej, musi być wiernym i zasłużonym: jeżeli zaś przeciwnie, należy do armji nieprzyjacielskiej, musi być zdrajcą, a w dzisiejszych czasach takiermi gardzić nie wypada, gdyż mogą się nam stać bardzo użytecznymi.
— Niech więc wejdzie — rzekła królowa — kiedy pan kardynał tak radzi.
Wprowadzono natychmiast kapitana, a przedstawił się tak śmiało i tak niezmieszany, aż wielce zadziwił królową,