Strona:PL Dumas - Wojna kobieca T2.pdf/28

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Usłyszał wtedy wielki ruch w pokoju i przyspieszone kroki.
— Dobrze, dobrze, baronie — odrzekł wicehrabia, głosem zupełnie zmienionym — natychmiast.
— Czekam, lecz przez litość, spiesz się pan, jeżeli nie chcesz znaleźć mnie zamarzniętym.
— Przepraszam, lecz spałem już.
— Tak?... a mnie się zadawało, że jeszcze jest światło w pańskim pokoju.
— Nie, myliłeś się pan.
I świeca natychmiast została zgaszoną, na co się Canolles bynajmniej nie uskarżał.
— W tej chwili... Nie mogę drzwi znaleźć — mówił dalej wicehrabia.
— Wierzę temu — idrzekł Canolles — słyszę głos pański w drugim końcu pokoju.
— Szukam dzwonka, ażeby zawołać Pompéego.
— Pompée jest zbyt daleko, ażeby mógł usłyszeć. Chciałem go obudzić, żeby się o moim pokoju dowiedzieć, lecz było to niepodobieństwem. Śpi, jak suseł.
— W takim razie zadzwonię na gospodynię.
— Gospodyni odstąpiła swego łóżka podróżnemu i poszła spać na strych. Nikt nie przyjdzie. Zresztą na co wołać kogokolwiek, ja nikogo nie potrzebuję.
— Ale ja...
— Pan?... Pan mi otwierasz drzwi, ja panu dziękuję, szukam po omacku mego łóżka i kładę się spać... Oto wszystko... Otwórz więc pan, proszę.
— Lecz wreszcie — odrzekł wicehrabia zrozpaczony — może się znajdzie inny pokój, choćby bez łóżka. To niemożliwe, żeby nie było żadnego. Wołajmy, szukajmy.
— Ależ kochany wicehrabio, godzina wpół do jedenastej już wybiła. Obudzisz pan wszystkich w hotelu. Będą myśleli, że się pali. Wskutek tego nie będzie można całą noc spać, czegobym sobie nie życzył, gdyż jestem strasznie śpiący.
Te ostatnie słowa zdawały się cokolwiek uspokajać wicehrabiego, drobnemi krokami zbliżył się do drzwi i takowe otworzył.
Canolles wszedł i drzwi za sobą zamknął.
Wicehrabia prędko się oddalił.
Baron znalazł się wówczas w pokoju prawie zupełnie