Strona:PL Dumas - Wojna kobieca T2.pdf/278

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— To pan wzbraniasz się otworzyć bram swej fortecy królowi i królowej?
— Z wielkiem mojem zmartwieniem.
— Czego więc pan żądasz?
— Oswobodzenia książąt, których niewola rujnuje i smuci całą Francję.
— Jej Królewska Mość nie wchodzi w układy z poddanymi.
— Niestety! aż nadto dobrze wiemy o tem mój panie; to też gotowiśmy umrzeć, wiedząc, że umieramy za króla, chociaż pozornie wojnę z nim prowadzić zamierzamy...
— Dobrze!... — powiedział Guitaut — oto wszystko cośmy wiedzieć chcieli.
I, pokłoniwszy się komendantowi dość zimno, na co mu tenże grzecznym bardzo odpowiedział ukłonem, oddalił się.
Na bastjonie spokojność panowała.
Guitaut powrócił domarszałka i z poselstwa swego zdał mu rachunek.
— Niechaj pięćdziesięciu ludzi — rzekł marszałek, wyciągając rękę w kierunku Izon, uda się natychmiast do tego miasteczka i niechaj zabiorą tam wszystkie drabiny, jakie tylko znajdą.
Pięćdziesięciu ludzi poskoczyło galopem, a ponieważ wioska nie zbyt była oddalona, za chwilę mogli powrócić.
— Teraz panowie — rzekł marszałek, obracając się do pozostałych, — zsiądźcie z koni; połowa z was, uzbrojona w muszkiety, szturm popierać będzie, druga wejdzie na drabiny.
Plan przyjęto okrzykami radości.
Tymczasem powrócili posłańcy z dwudziestoma drabinami.
Na bastjonie ciągle było spokojnie, szyldwach przechadzał się wzdłuż i wszerz; z za bastjonu zaś wyglądały końce muszkietów i rogi czapek.
Świta królewska, złożona z czterystu ludzi, pod wodzą samego marszałka, ruszyła naprzód. Król, królowa i dwór cały zdala śledzili z obawą poruszenia tego małego oddziału; królowa, aby lepiej widzieć, kazała powóz bokiem do fortecy obrócić.