Strona:PL Dumas - Wojna kobieca T2.pdf/275

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Królowa wysunęła głowę z karety, a król podniósł się na strzemionach.
Jeden tylko żołnierz strzegł szańca, który zresztą, jak cała cytadela, wydawał się niemym.
— Chociaż nie jestem wojskowym — rzekł Mazarini i chociaż nie znam obowiązków komendanta, jednakowoż takie przyjmowanie Jego Królewskiej Mości, dziwnem mi się wydaje.
Pośpieszajmy — rzekł marszałek — a przekonamy się
Skoro zbliżono się na sto kroków do szańca, szyldwach przechadzający się dotąd w milczeniu, zatrzymał się nagie wołając:
— Kto idzie?
— Król! — odpowiedział marszałek.
Anna Austrjacka pewna była, że na ten jeden wyraz wybiegną żołnierze, zjawią się oficerowie, opuszczą mosty roztworzą bramy i zabłysną szpady...
Szyldwach wystawił prawą nogę naprzód, skierował muszkiet na przybywających i wrzasnął głosem silnym:
— Stój!
Król zbladł z gniewu; Anna Austrjacka usta do krwi zagryzła; Mazarini bąknął jakieś włoskie przekleństwo wcale nie brzmiące mile nawet we Francji, lecz od którego nigdy odzwyczaić się nie mógł.
— Lubię środki ostrożności — powiedziała królowa chcąc sama siebie oszukać.
— Lubię szacunek dla mej osoby — szepnął młody król, topiąc wzrok swój w szyldwachu.