Strona:PL Dumas - Wojna kobieca T2.pdf/266

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
ROZDZIAŁ IV.

Przyznać trzeba, że od chwili przybycia do Bordeaux Canolles przetrwał wszystkie męki nieszczęsnej miłości.
Wdział, jak wszyscy nadskakiwali wicehrabinie, a on miłości swej objawić jej nie mógł, jedyną tylko było dlań pociechą, ukradkiem chwytać spojrzenia Klary.
Po scenie w podziemiu, po namiętnem wyznaniu wicehrabiny, teraźniejsze jej postępowanie zdawało mu się nietylko zimnem, lecz lodowałem prawie, lecz chociaż widział tę ozębłość Klary, był przekonany, że wicehrabina kocha go, dlatego też postanowił okazywać się jej najnieszczęśliwszym z nieszczęśliwych kochanków.
Wreszcie, nie trudną to było rzeczą.
Związany słowem honoru, że nie będzie korespondował z nikim, pamięć Nanony zamknął w kryjówce sumienia przeznaczonej na miłosne zgryzoty.
Nie odbierał od niej żadnej wiadomości; nie czuł znudzenia przez listy, które zawsze wzbudzają żywe o zdradzonej kobiecie wspomnienie; to też wyrzuty sumienia nieba rdzo go dręczyły.
Niekiedy jednak i to w chwili, gdy wesoły uśmiech igrał na twarzy barona, w chwili, gdy rozrzucał dokoła żarciki i dowcipy, nagle twarz jego powłóczyła się chmurą smutku z piersi ulatało westchnienie.
Westchnienie to było za Nanoną, a ta chmura smutku to wspomnienie przeszłości, cień na teraźniejszość rzucało.
Wicehrabina zauważyła ten smutek przelotny.
Oczy jej przeniknęły do głębi serce Canollesa; wtedy to poznała, że niepodobna zostawić go w podobnem połżeniu, między dawną miłością, jeszcze nie zagasłą, a nową namiętnością, wybuchnąć mogącą. Zbytek jego uczuć, stra-