Strona:PL Dumas - Wojna kobieca T2.pdf/238

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Remoneq podbiegł i w swoje uchwycił go ramiona.
— Nazad!... nazad!... — zawołał Remoneq, cofając się od murów fortecy. Do widzenia, Canolles, wygrałeś pierwszą partję.
Wogóle, tak wojsko lądowe jak morskie, do dwustu utraciło ludzi.
Największą stratę ponósł pułk Nawajlski, gdyż dla utrzymania honoru munduru, zawsze wyprzedzał mieszczan Espagneta.
Canolles podniósł pistolet.
— Zaprzestać ognia!.. — zawołał — niech postępują w spokoju. Niema potrzeby psuć napróżno ładunków.
W istocie, strzały były niepotrzebne, gdyż oblegający cofali się pośpiesznie, unosząc rannych.
Canolles obliczył straty, znalazł szesnastu rannych, a czterech zabitych.
— Do djabłal... — mówił w kwadrans potem, przyjmując czułe pieszczoty Nanony — musiałem drogo okupić patent komendanta. Cóż to za rzeź!... Zabiłem ich najmnie stu pięćdziesięciu ludzi, i strzaskałem rękę jednemu z mych najlepszych przyjaciół, a to dlatego, aby przerwać walkę i jemu życie ocalić.
— Lecz ty sam — rzekła Nanona — czy jesteś zdrów i nie ranny.
— Dzięki Bogu! to ty zapewne szczęście mi przyniosłaś, Nanono; lecz trzeba się lękać drugiego napadu! Bordejczycy są zaciekli, a przytem Ravailly i Remonenq obiecali tu jeszcze powrócić.
— Cóż stąd?... — powiedziaał Nanona — przecież ten sam co pierwej jest komendantem twierdzy Saint-George; ciż sami żołnierze bronić jej będą. Niech przyjdą, a drugim razem lepiej, niż pierwszym, przyjęci zostaną. Nieprawda? bo czyż teraz nie masz czasu powiększyć środków obrony?
— Kochanko moja — odpowiedział Canolles półgłosem — wtedy tylko dobrze poznać można twierdzę, kiedy się jej broni; moja nie jest niezdobytą, poznałem to już — i gdybym był księciem de la Rochefoucault, wziąłbym Saint-George jutro rano. Ale, ale, porucznik mój, d‘Elboin, nie będzie dziś z nami jadł śniadania.
— Dlaczego?
— Bo armatnia kula na dwoje go rozerwała.