Strona:PL Dumas - Wojna kobieca T2.pdf/231

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Kiedyż więc strzelać trzeba będzie?
— Ja krozkażę. Jeśli choć jeden strzał rozlegnie się w naszych szeregach wprzód, nim zakomenderuję, każę rozstrzelać tego, co bez rozkazu wystrzelił.
— Do djabła.
— Domowa wojna gorsza jest każdej innej, a więc nie jak polowaniem kierować nią należy. Niech się śmieją bordejczycy, śmiej się pan sam nawet, jeśli ci to przyjemność sprawi; lecz pamiętaj, że nic inaczej wolno strzelać, jak za moim rozkazem.
Poruczni koddalił się i poniósł rozkazy komendanta innym oficerom, którzy usłyszawszy je ze zdumieniem spojrzeli po sobie.
Dwóch ludzi było w komendancie: grzeczny dworzanin i najsurowszy dowódca.
Canolles powrócił wieczerzać z Nanoną; postanowiwszy zaś nie opuszczać wałów od zmierzchu do świtu, zamówił kolację na dwie godziny wcześniej, niż zwykle.
Zastał Nanonę nad zwojem papierów.
— Śmiało bronić się możesz, kochany Canollesie — powiedziała do wchodzącego — nie tak długo już teraz na pomoc czekać będziesz; król tu przybywa; marszałek de la Meilleraie prowadzi armię, a książę d‘Epernon pojawi się wkrótce z pięnastoma tysiącami ludzi.
— A tymczasem upłynie zawsze z osiem a może z dziewięć dni, Nanono — odrzekł Canolles z uśmiechem — a przecież wyspa Sain-George nie jest twierdzą niezdobytą.
— O! dopóki ty tu jesteś komendantem, ja odpowiadam za wszystko.