Strona:PL Dumas - Wojna kobieca T2.pdf/224

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

wówczas zostaną mi wspomnienia, co mnie pocieszać będą.
I, mówiąc to, Nanona, wzrokiem pełnym miłości spoglądała na Canolles, oczekując odpowiedzi.
Lecz Canolles smutnie opuścił głowę.
— Nanono — rzekł — nigdy nic nie stracisz, nikt nigdy nie poważy się obrazić ciebie, dopóki ja na tej wyspie Saint-George żyć będę. Uspokój się więc, gdyż żadnego niebezpieczeństwa obawiać się nie masz powodu.
— Dziękuję — odpowiedziała — chociaż zupełnie nie o to prosiłam.
Potem zaś cicho dodała.
— Niestety!... zginęłam!... Już mnie nie kocha!...
Canolles dojrzał ogniste spojrzenie Nanony świecące jak błyskawica, tę straszną bladość chwilową, co tak żywą boleść znamionuje.
— Ha!... będę więc wspaniałomyślnym do końca — pomyślał w duchu — by się później podłym nie okazać...
Głośno zaś dodał:
— Chodź, Nanono, chodź przyjaciółko moja; zarzuć na siebie płaszcz i kapelusz męski, a nocne powietrze orzeźwi cię. Wkrótce atakować mnie będą; muszę twierdzę obejrzeć.
Nanona, uniesiona radością, ubrała się jak radził Canolles i pospieszyła za nim.
Canolles bardzo był wykształcony w rzemiośle wojennem. Dzieckiem prawie wszedłszy do służby, ciągle się w niem ćwiczył; to też obejrzał twierdzę nietylko jako komendant, ale jak znakomity strategik i inżynier.
Oficerowie, co pierwej, widząc w nim faworyta, uważali go za dworaka, w salonie tylko bój wieść mogącego, rozpytywani teraz przez dowódcę o wszelkie środki napadu i obrony, usłyszawszy nadto zdrowe w tym przedmiocie zdania, zmuszeni byli młodego a wesołego barona za doświadczonego uznać wojownika; najstarsi nawet weterani, z uszanowaniem o tym przedmiocie z nim mówili.
Jedną tylko rzecz mieli mu do zarzucenia; słodki głos, jakim wydawał rozkazy i nadzwyczajną grzeczność, skoro o coś zapytywał.
Obawiali się, by uprzejmość nie była maską słabości charakteru.
Ponieważ każdy przewidywał bliskość niebezpieczeństwa, rozkazy więc komendanta z akuratną spełniane były